Ponieważ
Waters nigdy nie był do końca zadowolony z tego jak w ostateczności wyglądał
film The Wall z 1982 roku w reżyserii Alana Parkera, po latach postanowił zaprezentować
publiczności swoją interpretację historii Pinka. I dzięki temu w 2014 roku
światło dzienne ujrzał koncertowy film The Wall w reżyserii pomysłodawcy
(Watersa) i Seana Evansa.
The
Wall jest ponad 130 minutowym muzyczno-wizualnym obrazem zrealizowanym ze
smakiem i przepychem, w którym dynamiczne sceny koncertu przeplatają się z
dość nużącą fabułą.
Już
pierwsze sceny filmu określają jego charakter – mamy tu do czynienia z „obrazem
drogi” – Waters wyrusza bowiem w podróż do Włoch, a konkretnie do Anzio, gdzie
został pochowany jego ojciec poległy w czasie II wojny światowej. Podróż
zaczyna się od cmentarza – miejsca spoczywania dziadka Watersa, gdzie muzyk
oddając hołd poległym w I wojnie światowej gra na trąbce In the Flesh? będące
zarazem początkiem koncertu. W The Thin Ice i Another Brick In the Wall part I muzyk
wspomina zmarłego ojca (w części fabularnej ze łzami w oczach czyta list
informujący o sposobie w jaki zginął).
Wizualizacja
animowanego nauczyciela z filmu Parkera to już The Happiest Days of our Lives
i Another Brick In the Wall part II gdzie Waters wokalnie wspierany jest
przez Robbiego Wyckoffa i dziecięcy chór, a solówka gitarowa zaś bezapelacyjnie
należy do Davida Kilminstera. Na scenie pojawiają się też pierwsze elementy
muru.
Kolejny
utwór The Ballad of Jean Charles de Menezes poświęcony został pamięci
zastrzelonego przez funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej Brazylijczyka,
podejrzanego o udział w zamachu w Londynie w lipcu 2005 roku. Jak wyjaśniono
później Jean Charles de Menezes nie miał związku z tymi wydarzeniami, a jego
śmierć była wypadkiem. Ballada ta jest kojącym wstępem do emocjonalnego Mother,
po którym Waters „kontynuuje” swoją podróż. Do koncertu wracamy zaś przy
dźwiękach Goodbye Blue Sky – melodyjnie niepokojącego utworu płynnie
przechodzącego w Empty Spaces, ilustrowanego animacjami Scarfa, podczas którego
mur na scenie zaczyna się powiększać. Kolejne cegły dodawane są podczas
harmonijnie zaśpiewanego przez Watersa i Wyckoffa Young Lust. Po wykonanym
przez basistę nieco drżącym głosem Don’t Leave Me Now przychodzi czas na dalszą
podróż – bohater jest już we Francji, gdzie zatrzymuje się by podzielić się z
nami swoimi egzystencjalnymi przemyśleniami.
Na
scenę, gdzie mur jest już prawie ukończony, wracamy przy dźwiękach Another
Brick in the Wall part III – budowa jest kontynuowana w związku z czym podczas
Goodbye Cruel World widzimy na scenie już tylko Watersa, a po zakończeniu
utworu mur ostatecznie się zamyka.
Czas
na kolejny przerywnik fabularny – bohater jest w barze, opowiada obsługującemu
go człowiekowi o swoim ojcu, po czym pojawia się on sam przybliżając
Watersowi historię swojej ucieczki z Węgier w 1944 roku. Moment ten wydaje się
być nieco przypadkowy i na siłę wtłoczony w już i tak nieco zagmatwaną fabułę.
Ale
już po chwili dźwięki gitary klasycznej pozwalają nam wrócić na scenę, na
której zespół (ukryty za murem) pod wokalnym przewodem Robbiego Wyckoffa
wykonuje poruszające Hey You, okraszone perfekcyjną solówką Snowy’ego White’a.
Piękne
dźwięki fortepianu to już Is There Anybody out There? – mimo, że pozbawione
nadziei to nastrojowo wykonane przez samego Watersa, który nie tracąc ani
chwili proponuje nam kolejne utwory – lamentującą Verę oraz mocno orkiestrowy
Bring The Boys Back Home.
Po
fabularnej wizycie na plaży w Anzio czas na Comfortably Numb z wieloma ujęciami
śpiewającej, choć niesłyszanej publiczności i próbą zburzenia muru przy
dźwiękach ekspresyjnej solówki Davida Kilminstera.
W
In the Flesh zspół wraca na scenę, a nad publicznością (bardzo realistycznie rozstrzelaną
na koniec utworu przez Watersa) szybuje dmuchany balon w kształcie świni,
uosabiający wszechobecny kapitalizm. Kolejny utwór – Run Like Hell
(zadedykowany paranoikom) rytmicznie idealnie nadający się do wyklaskiwania,
wykonany został naprzemiennie przez Watersa i Wyckoffa. Ale już czas na kolejne
animacje Geralda Scarfa i wręcz cyrkową aranżację – to The Trial – z sądem nad złamanym,
zrezygnowanym Pinkiem i wyrok „zburzyć mur” po którym skrzętnie budowana
konstrukcja rzeczywiście pada, a Waters dociera na cmentarz w Anzio gdzie po
raz kolejny sięga po trąbkę by odegrać In The Flesh płynnie kontynuowane jako
Outside The Wall będące zarazem zakończeniem koncertu.
The
Wall w wersji Watersa jest niezaprzeczalnie wielkim dziełem bardzo harmonijnym
w swojej konstrukcji. Muzycznie, to uczta dla ucha – piękne aranżacje,
profesjonalnie wykonane przez doborową stawkę artystów z doskonale dopasowanym
wokalem Robbiego Wyckoffa. Ubolewać można jedynie nad sokówkami, które choć
technicznie wykonywane bez zarzutu, to jednak pozbawione są spontaniczności i kreatywności.
Mimo to obejrzenie tego arcydzieła powinno stanowić obowiązkowy punkt dla
każdego fana muzyki, nie tylko Pink Floyd. Gorąco polecam.
Okładka: http://www.floydianslip.com/news/wp-content/uploads/2015/09/wall-nyc.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz