Koncert
zarejestrowany w Saitama Super Arena 15 października 2011 roku. Zespół Whitesnake
w tym czasie to: David Coverdale, Doug Aldrich, Reb Beach, Michael Devin i
Brian Tichy, na klawiszach gościnnie zagrał Brian Ruedy.
Występ
zapoczątkowany przez instrumentalny wstęp szybko przerodził się w Best Years.
Po tym power-rockowym utworze przyszedł czas na nieco starsze wycinki z
dyskografii, na pierwszy ogień poszedł utwór Give Me All Your Love Tonigt –
instrumentalnie perfekcyjnie wykonany przez gitarzystów Beacha i Aldricha.
Następnie przyszła kolej na Love ain’t
no Stranger, wykonany z niewielkim wsparciem publiczności. Is This Love –
entuzjastycznie przyjęty przez widownię, wywołuje ciarki chyba nie tylko na
moich plecach i jeszcze ta solówka Doudga Aldricha, który swoje 5 minut (a
raczej 40 sekund) dostał też przed Steal Your Heart Away, utwór przy wsparciu
Reba Beacha wypadł naprawdę drapieżnie.
Chwila
oddechu – to Forevermore – solidarnie zaśpiewany przez cały zespół. Ale po tym
emocjonalnym utworze nadszedł czas by swoimi umiejętnościami wykazali się gitarzyści,
którzy po zaprezentowaniu swoich solówek wdali się w gitarową „dyskusję”
zakończoną konsensusem, przy aprobacie publiczności.
Żeby
nie tracić rozpędu, zespół zaaranżował kolejny utwór – Love will Set You Free,
po którym „do tablicy” został wywołany Brian Tichy z zapożyczonym od starszego kolegi (Tommy’ego
Aldriga), motywem kontynuowania solówki przy bezpośrednim użyciu własnych dłoni,
ale po chwili jako narzędzia wydobywania dźwięków pojawiły się także noże
(tasaki?), po użyciu których perkusista sięgnął do bardziej tradycyjnych
narzędzi swojej pracy – pałeczek.
Końcówka
koncertu to powrót do starych dobrych utworów – Fool for Your Loving – z
kolejnymi popisami gitarzystów, Here I Go Again i Still of The Night –
zaśpiewane wspólnie z publicznością.
Made
In Japan to muzycznie bardzo dobry koncert. Na szczególne docenienie zasługują
partie i solówki Douga Aldricha grane z niebywałym zaangażowaniem i
entuzjazmem. Obraz ten nie jest jednak pozbawiony wad. Główną z nich jest fakt,
że dźwięk, a szczególnie wokale
Coverdale’a zostały „oczyszczone” co daje wrażenie pewnej sztuczności (jak
gdyby wokalista śpiewał z playbacku). Minusem są także chaotyczne ujęcia,
które zamiast uatrakcyjnić wizualnie koncert, wprowadzają pewien bezład
i bałagan.
Wady
te jednak nie powinny odstraszyć prawdziwego fana zespołu przed obejrzeniem
tego koncertu, do czego ja serdecznie zachęcam.
Okładka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/1/12/Whitesnake_made_in_Japan.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz