Uczuciami,
jakie niewątpliwie pojawiają się podczas pierwszego odsłuchiwania nowego dla
nas albumu lubianego zespołu jest na pewno podekscytowanie połączone z dużą
dozą nadziei. Takie właśnie emocje towarzyszyły mi, kiedy po raz pierwszy
sięgnęłam po debiutancki album supergrupy Flying Colors noszący taki sam tytuł,
a wydany w 2012 roku.
Moje
pozytywne uczucia do tego longplaya wywołane zostały przede wszystkim przez
piękne melodie połączone z ciekawą barwą głosu głównego wokalisty zespołu
Casey’a McPhersona, prezentującego się w pełnej krasie w poszczególnych
utworach i skutecznie urzekającego słuchaczy począwszy od rozpoczynającego
album gitarowo-basowego The Ocean aż po zamykający całość, mocno progresywny, a
przede wszystkim dynamicznie zmieniający tempo Infinite Fire. Kolejną zaletą
albumu Flying Colors, obok wokalu McPhersona jest kolejny głos, którego
właścicielem jest klawiszowiec zespołu Neal Morse czynnie udzielający się
(oprócz dwóch wspomnianych już utworów) w opartej na ciekawym gitarowym riffie
kompozycji zatytułowanej Kayla, oraz oryginalnie zaaranżowanym, momentami
(szczególnie w bridge’u) kojarzącym się z muzyką zespołu Supertramp – Everything
Changes. Swojego wokalu na albumie użyczył także perkusista – Mike Portnoy,
zupełnie zgrabnie wykonując znaczną część utworu Fool in My Heart, w refrenie i
bridge’u wspierany przez Morse’a i McPhersona. Oprócz wspomnianych już
kompozycji, debiutancki album Flying Colors to zbiór utworów, spośród których
ciężko jest wytypować ten najlepszy, ponieważ do tego grona pretenduje kilku
kandydatów – przede wszystkim dynamiczny, drapiący gitarami Shoulda Coulda
Woulda, perfekcyjnie zaśpiewany (ach, te harmonie w refrenach) The Storm,
a także niezmiennie zmuszający moje nogi do podrygiwania, rytmiczny Forever
in a Daze. Nie mniej atrakcyjnie prezentują się również zbudowany na
oryginalnej melodii Love is What I’m Waiting For, kojący i nastrojowo
zaśpiewany Better Than Walking Away oraz jego zupełne przeciwieństwo –
galopujący, wręcz hard rockowy All Falls Down.
Mimo
zdecydowanej różnorodności w dynamice, a nawet stylistyce utworów, jakie
znalazły się na debiutanckim albumie supergrupy Flying Colors jest to longplay,
którego wprost idealnie słucha się w całości, dzięki przeplatającym się
harmonijnym, progresywnym melodiom z rytmicznie zaaranżowanymi, oryginalnymi
utworami. I tak też polecam go odtwarzać – wielokrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz