środa, 2 stycznia 2019

Whitesnake „The Purple Tour (Live)” DVD (recenzja)


Wieloletnie funkcjonowanie w muzycznym showbiznesie wiąże się zazwyczaj z bogatym katalogiem albumów, a także rozmaitymi kolaboracjami z bardziej lub mniej znanymi postaciami.
Pisząc te słowa mam na myśli urodzonego w Anglii wokalistę Davida Covedale’a, który pierwsze kroki w budowaniu swojej kariery stawiał już jako czternastoletni chłopiec, a jako piętnastolatek dawał profesjonalne występy z zespołem Vintage 67 (1966 rok) i kilka lat później z formacjami The Government i Fabulosa Brothers. 

Jego kariera nabrała rozpędu kiedy jako dwudziestodwuletni młodzieniec (1973 rok) dołączył wraz z basistą Glennem Hughesem do zespołu Deep Purple, by zastąpić na stanowisku wokalisty Iana Gillana. Po opuszczeniu zespołu i nagraniu dwóch solowych albumów, Coverdale stworzył nową formację o nazwie Whitesnake, która od 1978 roku (z przerwami) funkcjonuje do dziś. Ostatnim jej longplayem jest wydany w 2015 roku „The Purple Album” zawierający ponownie nagrane utwory powstałe w czasie współpracy wokalisty z grupą Deep Purple. Elementem promocji tego wydawnictwa była trasa koncertowa uwieńczona rejestracją DVD zatytułowaną „The Purple Tour (Live)” mająca premierę na początku 2018 roku.
W trackliście tego koncertowego wydarzenia obok utworów znanych z dyskografii Whitesnake – klasyka grupy „Give Me All Your Love”, nastrojowo brzmiącego „Is This Love” i entuzjastycznie przyjętego przez publiczność „Here I Go Again”, pojawiły się kompozycje z okresu gdy młody Coverdale był wokalistą Deep Purple. Mimo tego, że obecnie o frontmanie Whitesnake można powiedzieć wiele, tylko nie to, że jest młody, to utwory „Burn” otwierający setlistę i wykonany wespół z Rebem Beachem „The Gypsy” zabrzmiały naprawdę żywiołowo. Duża w tym zasługa gitarzystów z zaangażowaniem wykonujących swoją pracę, ozdabiając kolejne pozycje solówkami – Joel Hoekstra w „Love Ain’t No Stranger” i akompaniując Covedale’owi na gitarze akustycznej podczas „Soldier of Fortune”, a Reb Beach dostojnie otwierając ciężki „Mistreated”, a następnie dając popis swoich umiejętności  w solówce do „Fool for Your Loving”.
Pochwały należą się również sekcji rytmicznej tworzonej przez dorównującego wiekiem Covedale’owi, Tommy’ego Aldridge’a wytrwale nadającego tempa poszczególnym utworom, a kompozycję „You Fool No One” uzupełniając swoją żywiołową solówką zakończoną bez używania pałeczek. Swoją obecność, może nie tak wyraźnie jak Aldridge, podczas koncertu akcentował również basista Michael Devin, pilnując rytmu i wokalnie wspierając Covedale’a.
Istotną rolę odegrała w tym wydarzeniu również publiczność chóralnie odśpiewując fragment pochodzącego z początkowego okresu twórczości Whitesnake „Ain’t No Love in the Heart of the City” czy włączając się w wykonanie żwawego rytmicznie „Bad Boys”.
Muzyczna całość koncertu dopełniona została przyjemnymi dla oka wizualizacjami prezentowanymi na ogromnych ekranach stanowiących tło sceny oraz świetlnymi projekcjami rozjaśniającymi koncertową salę i najważniejsze postacie – muzyków grupy Whitesnake.
Wszystkie te elementy składają się na solidny, choć nieszczególnie długi koncert (nieco ponad osiemdziesiąt minut), którego jedynym mankamentem jest momentami rzucająca się w oczy minimalna niezgodność obrazu z dźwiękiem (oczyszczane wokale?), co z racji wieku Coverdale’a można wybaczyć, zważywszy na naprawdę widowiskowy show, jaki wokalista robi ze swoimi kolegami. Polecam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz