Często mówi się o tym, że pierwsze wrażenie, jakie wywiera na nas spotkana osoba ma istotne znaczenie dla dalszych kontaktów i może zdecydować o naszej sympatii lub antypatii do niej. Podobnie rzecz ma się w przypadku nowo poznawanej muzyki, kiedy już po pierwszym przesłuchaniu danego albumu możemy określić jakie uczucia wzbudziła w nas jego zawartość. I chociaż zarówno w przypadku ludzi jak i muzycznych wydawnictw nasza ostateczna opinia na ich temat powinna zostać zweryfikowana, to jednak pierwsze wrażenie może przesądzić o naszym nastawieniu do nich.
Refleksja ta związana jest z premierą najnowszego –
jedenastego już albumu w dyskografii amerykańskiego zespołu Skillet
zatytułowanego „Dominion”, który ukazał się 14 stycznia 2022 roku.
Pierwsze wrażenie jakie wywiera ten album jest, o dziwo,
związane z pewnym uczuciem rozczarowania. Chociaż w zasadzie longplay
wypełniają utwory stworzone w charakterystycznym dla formacji Skillet stylu,
będącym połączeniem ciężkich rockowych brzmień doprawionych elektronicznymi
dodatkami, to całości brakuje świeżości i oryginalności.
Aranżacje utworów, których w trackliście „Dominion” jest
dwanaście w zasadzie nie zaskakują niczym odkrywczym. Gitarowe melodie będące
tradycyjnie podstawą brzmienia muzyki zespołu Skillet w tym przypadku w
najmniejszym stopniu nie są w stanie porwać słuchacza, a stanowią jedynie
przeciętne, mało wyraziste tło. Wpływ na to ma uwydatnienie rytmicznych partii
o pierwszy plan wręcz dosłownie walczących z syntezatorowymi wstawkami, co
sprawia wrażenie muzycznego chaosu i może się dla słuchającego okazać
przytłaczające.
Uczucie to złagodzić mogły kompozycje o stonowanych
melodyjnie brzmieniach, ale efekt delikatności psuje nadmiernie wyeksponowany
wokal Johna Coopera uciekającego się momentami w krzykliwe rejestry. A
taki sposób śpiewania dominuje niestety i w pozostałych utworach najadając im
jeszcze bardziej chaotycznego wydźwięku.
Album „Dominion” grupy Skillet to doskonały przykład tego, że
w muzyce rockowej nastawienie na głośniej – krzykliwe wokale, szybciej –
galopujący rytm i więcej – syntezatorowych podkładów niekoniecznie zostanie
zwieńczone sukcesem, a wręcz może okazać się rozczarowujące, a nawet mocno
męczące. Dlatego też album polecam tylko wytrwałym i wiernym fanom
amerykańskiej formacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz