środa, 30 grudnia 2015

Tremonti "All I Was" (recenzja)

Wypadałoby coś umieścić na blogu.
A wiec na pierwszy ogień pójdzie "All I Was" Marka Tremonti.


A dlaczego? - (mam nadzieję) zapytacie. A dlatego, że słuchałam tego albumu wczoraj, jest to bardzo dobry album, wypełniający pustkę po nieszczególnie rozpieszczającym nas Alter Bridge (którego Tremonti jest założycielem, członkiem, filarem).
Album ten urzekł mnie dopiero przy drugim podejściu, przy pierwszym (pamiętam jak dziś) przesłuchaniu zgrzytałam zębami, że gitary za mocne, że perkusista za hojny, a w ogóle to czemu ballad żadnych nie ma, no nie dogodzi. Ale spróbowałam (nawet już nie pamiętam dlaczego) drugi raz i zaskoczyło. Szczególnie urzekła mnie barwa głosu Marka - kiedy trzeba drapieżna, z chropowatym (iście metalowym) wokalem, ale i delikatna, bardzo melodyjna.
A w dodatku te gitary. Mark ma dla mnie mnie taką właściwość, że czegokolwiek by nie zagrał, słucham tego wręcz jak oczarowana. Na plus zaliczam też solówki, które są charakterystyczne dla każdego utworu z płyty, są odpowiednio krótkie (długie mnie nudzą) i pozornie (chyba) nieprzekombinowane.

Ps. Moje "recenzje" będą bardziej emocjonalne, niż techniczne. A to dlatego że muzyka w moim przypadku najbardziej działa na emocje, a na technice po prostu się nie znam.

Zdjęcie z:  https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/thumb/c/cb/Tremontialliwascover.jpg/220px-Tremontialliwascover.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz