Każde
pokolenie ma swoich bogów gitary – był więc Jimi Hemdrix grający na
instrumencie zębami, są Eric Clapton, Joe Satriani i Ritchie Blackmore, i w
końcu współcześni mojemu pokoleniu Joe Bonamassa i Mark Tremonti. Ten ostatni,
ciągle rozwijający swoje umiejętności techniczne, doskonały muzyk, autor
tekstów, a także wokalista wystąpił wspierany przez kolegów z zespołu
sygnowanego własnym nazwiskiem w warszawskim Klubie Proxima w gorący letni
wieczór 29 lipca.
Zaplanowany
na stosunkowo wczesną porę występ Amerykanów rozpoczął się niemalże punktualnie
– już o 19.40 zgromadzeni w dosyć szczelnie zapełnionym klubie fani mogli
podziwiać na scenie czwórkę muzyków. No właśnie – podziwiać – oglądanie koncertu
było zdecydowanie łatwiejsze – scena w Proximie umieszczona jest stosunkowo
wysoko – niż jego słuchanie, ale tego można było się spodziewać. Akustyka miejsca
nieszczególnie sprostała wymaganiom ciężkiej, hard rockowej muzyki jaką tworzy
Tremonti z kolegami. Trudno więc było osobie niewtajemniczonej zrozumieć co
śpiewa wokalista, a nawet dosłuchać się melodii w poszczególnych kompozycjach,
które jedna za drugą, przerywane jedynie krótkimi wtrąceniami lidera zespołu,
sypały się ze sceny. Mimo to atmosfera w Proximie była szczególna – po dwóch
krótkich, bo tylko supportujących Iron Maiden w Krakowie koncertach, zespół
mógł rozwinąć skrzydła w kwestii wybierania utworów jakie znalazły się w setliście,
a wybrał ich niemało, bo aż osiemnaście, z najliczniejszą reprezentacją kompozycji
pochodzących z promowanego na trasie najnowszego albumu grupy zatytułowanego „A
Dying Machine”. Fani usłyszeli więc łagodnie rozpoczynający się „Traipse”,
singlowy „Take You With Me”, za sprawą akustyki miejsca nieco pozbawiony
albumowego uroku „As the Silence Becomes Me”, zbudowany na zdecydowanym rytmie „Bringer
of War”, potężnie brzmiący „Throw Them to the Lions” i tytułowy utwór albumu „A
Dying Machine”. Ale efektownie zabrzmiały też otwierający występ z solidną
energią „Cauterize”, wirtuozersko zagrany i zaśpiewany „Catching Fire” i na życzenie
Marka Tremonti rozświetlony komórkowymi latarkami „Dust”.
Zespół
swoje możliwości i niesamowitą energię prezentował przez cały, blisko
dwugodzinny występ – mimo panującego w klubie upału podsyconego dużą
wilgotnością powietrza skryty w cieniu perkusista Garrett Whitlock narzucał
niezmordowany rytm, basista Tanner Keegan zachęcał do klaskania, Mark Tremonti
rozdawał uśmiechy i krzesał ogniste solówki, a Eric Friedman dzielnie
dotrzymywał mu kroku i wspierał wokalnie.
Warszawski występ zespołu Tremonti zgodnie z
zapowiedzą jego lidera zakończył się bez bisów, ale po krótkiej przerwie cały
skład pojawił się w klubie powtórnie by porozmawiać z fanami i podpisać
przyniesione przez nich przedmioty, co było miłym gestem ze strony, jak podejrzewam,
zmęczonych rockmanów.
Podsumowując,
koncert Tremontiego i spółki okazał się być spodziewanie kiepskim akustycznie
doznaniem, nieco zrekompensowanym zaangażowaniem muzyków i ich promieniującą i
udzielająca się energią płynącą ze sceny, a spotkanie z fanami było godnym
docenienia akcentem na zakończenie wieczoru.
Setlista:
- Cauterize
- You Waste Your Time
- Another Heart
- My Last Mistake
- Traipse
- Take You With Me
- The Things I’ve Seen
- As the Silence Becomes Me
- So You’re Afraid
- Catching Fire
- Flying Monkeys
- Radical Change
- Bringer of War
- Throw Them to the Lions
- A Dying Machine
- Dust
- Decay
- Wish You Well
Zdjęcie autorstwa Army of 12 – Poland
Jest błąd w Twoiej relacji. Nie Eric obchodził urodziny, tylko Frosty z ekipy akurat w dniu koncertu. Eric ma urodziny 28 CZERWCA ;)
OdpowiedzUsuńPoprawione.
UsuńPragnę sprostować jedną kwestię. Pomimo tego, że Tremonti obiecał ze sceny, że każdy będzie miał możliwość zdobycia podpisów od zespolu, wizja pani "manager" Proximy była inna. Podpisy mogli zdobyć jedynie ci, którzy przed koncertem zakupili gadżety i dostali za to niebieską opaskę. Tylko z tą opaską mogli stanąć w kolejce. Manager zapytana gdzie można nabyć opaskę,oznajmiła że już się skończyły. Ponadto zspytana dlaczego na wydarzeniu na fb oraz na bilecie nie bylo informacji o opaskach uciekła jak speszony skunks i nasłala na pozostalych fanów zespolu ochroniarza Ukraińca, który nie potrafil ani jednego słowa po polsku. Nie wspomnę o tym, że wejście na koncert było o 18 a występ ponad 1,5h później, fani stali w zatechlej sali, bez klimy, która teoretycznie jest zainstalowana, czekali na rozpoczęcie. W momencie kiedy sala sie zapelnila i zespół zaczął grac, powstał fetor, nie do wytrzymania. Aż wstyd, co pomysleli o tym muzycy. Nic dziwnego że nie było bisów. Blond wlosa, o zezowatym spojrzeniu pani "manager" Proximy, za taką organizację powinna mieć dozywotni zakaz wykonywania zawodu. A zespół spisał sie na medal, pomimo takich warunków.
OdpowiedzUsuńNa każdym koncercie na tej trasie tak było, że spotkanie po koncercie tylko po kupieniu merchu
UsuńKłania się słuchanie ze zrozumieniem, Mark jasno i wyraźnie powiedział, że podpiszą wszystko co zostanie kupione na stoisku z merchem i nie jest to rozwiązanie tylko na ten koncert bo jest ono stosowane na wszystkich koncertach pod szyldem Tremonti.
UsuńJak wyżej
Usuńnasstepny koncert Tremontiego u mnie w ogrodzie .. Zapraszam
OdpowiedzUsuńChętnie, dzięki.
Usuń