wtorek, 31 lipca 2018

Tremonti – Klub Proxima, Warszawa (29.07.2018 r.) (relacja)


Każde pokolenie ma swoich bogów gitary – był więc Jimi Hemdrix grający na instrumencie zębami, są Eric Clapton, Joe Satriani i Ritchie Blackmore, i w końcu współcześni mojemu pokoleniu Joe Bonamassa i Mark Tremonti. Ten ostatni, ciągle rozwijający swoje umiejętności techniczne, doskonały muzyk, autor tekstów, a także wokalista wystąpił wspierany przez kolegów z zespołu sygnowanego własnym nazwiskiem w warszawskim Klubie Proxima w gorący letni wieczór 29 lipca.

Zaplanowany na stosunkowo wczesną porę występ Amerykanów rozpoczął się niemalże punktualnie – już o 19.40 zgromadzeni w dosyć szczelnie zapełnionym klubie fani mogli podziwiać na scenie czwórkę muzyków. No właśnie – podziwiać – oglądanie koncertu było zdecydowanie łatwiejsze – scena w Proximie umieszczona jest stosunkowo wysoko – niż jego słuchanie, ale tego można było się spodziewać. Akustyka miejsca nieszczególnie sprostała wymaganiom ciężkiej, hard rockowej muzyki jaką tworzy Tremonti z kolegami. Trudno więc było osobie niewtajemniczonej zrozumieć co śpiewa wokalista, a nawet dosłuchać się melodii w poszczególnych kompozycjach, które jedna za drugą, przerywane jedynie krótkimi wtrąceniami lidera zespołu, sypały się ze sceny. Mimo to atmosfera w Proximie była szczególna – po dwóch krótkich, bo tylko supportujących Iron Maiden w Krakowie koncertach, zespół mógł rozwinąć skrzydła w kwestii wybierania utworów jakie znalazły się w setliście, a wybrał ich niemało, bo aż osiemnaście, z najliczniejszą reprezentacją kompozycji pochodzących z promowanego na trasie najnowszego albumu grupy zatytułowanego „A Dying Machine”. Fani usłyszeli więc łagodnie rozpoczynający się „Traipse”, singlowy „Take You With Me”, za sprawą akustyki miejsca nieco pozbawiony albumowego uroku „As the Silence Becomes Me”, zbudowany na zdecydowanym rytmie „Bringer of War”, potężnie brzmiący „Throw Them to the Lions” i tytułowy utwór albumu „A Dying Machine”. Ale efektownie zabrzmiały też otwierający występ z solidną energią „Cauterize”, wirtuozersko zagrany i zaśpiewany „Catching Fire” i na życzenie Marka Tremonti rozświetlony komórkowymi latarkami „Dust”.
Zespół swoje możliwości i niesamowitą energię prezentował przez cały, blisko dwugodzinny występ – mimo panującego w klubie upału podsyconego dużą wilgotnością powietrza skryty w cieniu perkusista Garrett Whitlock narzucał niezmordowany rytm, basista Tanner Keegan zachęcał do klaskania, Mark Tremonti rozdawał uśmiechy i krzesał ogniste solówki, a Eric Friedman dzielnie dotrzymywał mu kroku i wspierał wokalnie. 
 Warszawski występ zespołu Tremonti zgodnie z zapowiedzą jego lidera zakończył się bez bisów, ale po krótkiej przerwie cały skład pojawił się w klubie powtórnie by porozmawiać z fanami i podpisać przyniesione przez nich przedmioty, co było miłym gestem ze strony, jak podejrzewam, zmęczonych rockmanów.

Podsumowując, koncert Tremontiego i spółki okazał się być spodziewanie kiepskim akustycznie doznaniem, nieco zrekompensowanym zaangażowaniem muzyków i ich promieniującą i udzielająca się energią płynącą ze sceny, a spotkanie z fanami było godnym docenienia akcentem na zakończenie wieczoru.

       Setlista:
  1. Cauterize
  2. You Waste Your Time
  3. Another Heart
  4. My Last Mistake
  5. Traipse
  6. Take You With Me
  7. The Things I’ve Seen
  8. As the Silence Becomes Me
  9. So You’re Afraid
  10. Catching Fire
  11. Flying Monkeys
  12. Radical Change
  13. Bringer of War
  14. Throw Them to the Lions
  15. A Dying Machine
  16. Dust
  17. Decay
  18. Wish You Well


Zdjęcie autorstwa Army of 12 – Poland  

8 komentarzy:

  1. Jest błąd w Twoiej relacji. Nie Eric obchodził urodziny, tylko Frosty z ekipy akurat w dniu koncertu. Eric ma urodziny 28 CZERWCA ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pragnę sprostować jedną kwestię. Pomimo tego, że Tremonti obiecał ze sceny, że każdy będzie miał możliwość zdobycia podpisów od zespolu, wizja pani "manager" Proximy była inna. Podpisy mogli zdobyć jedynie ci, którzy przed koncertem zakupili gadżety i dostali za to niebieską opaskę. Tylko z tą opaską mogli stanąć w kolejce. Manager zapytana gdzie można nabyć opaskę,oznajmiła że już się skończyły. Ponadto zspytana dlaczego na wydarzeniu na fb oraz na bilecie nie bylo informacji o opaskach uciekła jak speszony skunks i nasłala na pozostalych fanów zespolu ochroniarza Ukraińca, który nie potrafil ani jednego słowa po polsku. Nie wspomnę o tym, że wejście na koncert było o 18 a występ ponad 1,5h później, fani stali w zatechlej sali, bez klimy, która teoretycznie jest zainstalowana, czekali na rozpoczęcie. W momencie kiedy sala sie zapelnila i zespół zaczął grac, powstał fetor, nie do wytrzymania. Aż wstyd, co pomysleli o tym muzycy. Nic dziwnego że nie było bisów. Blond wlosa, o zezowatym spojrzeniu pani "manager" Proximy, za taką organizację powinna mieć dozywotni zakaz wykonywania zawodu. A zespół spisał sie na medal, pomimo takich warunków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na każdym koncercie na tej trasie tak było, że spotkanie po koncercie tylko po kupieniu merchu

      Usuń
    2. Kłania się słuchanie ze zrozumieniem, Mark jasno i wyraźnie powiedział, że podpiszą wszystko co zostanie kupione na stoisku z merchem i nie jest to rozwiązanie tylko na ten koncert bo jest ono stosowane na wszystkich koncertach pod szyldem Tremonti.

      Usuń
  3. nasstepny koncert Tremontiego u mnie w ogrodzie .. Zapraszam

    OdpowiedzUsuń