środa, 13 października 2021

Tremonti „Marching in Time” (recenzja)

Melodyjność to istotna cecha muzyki, mająca znaczenie dla fanów poszczególnych gatunków. Ta właśnie właściwość nadaje jej atrakcyjności oraz przystępności, potrafi złagodzić nawet najcięższe aranżacje.

Taka charakterystyka najlepiej oddaje styl, jaki swojej solowej twórczości nadał gitarzysta i wokalista Mark Tremonti, który wraz ze swoim zespołem Tremonti wydał już piąty album. Longplay noszący tytuł „Marching in Time” swoją premierę miał 24 września 2021 roku.

O tym, że Mark Tremonti jest fanem ciężkiego, wręcz metalowego brzmienia gitarzysta wspominał już niejednokrotnie, a wyraz temu daje za pomocą autorskiego projektu sygnowanego swoim nazwiskiem. I taka właśnie jest zawartość najnowszego wydawnictwa muzyka – albumu „Marching in Time” będąca trwającym blisko godzinę zbiorem utworów o hard rockowo, metalowym charakterze.

Takie właśnie oblicze poszczególnym utworom nadają wyraźnie zaakcentowane partie perkusji, za które odpowiada Ryan Bennett zastępując na tym miejscu Garretta Whitlocka współpracującego z zespołem do 2018 roku. Zmiana ta nie wpłynęła jednak na intensywność perkusyjnego brzmienia, o czym przekonać możemy się słuchając otwierającej zestawienie kompozycji „A World Away”, czy „Would You Kill” wyróżniających się zawrotnym tempem rytmicznych partii.

Hard rockowe oblicze utwory będące częścią piątego w dyskografii zespołu Tremonti albumu zawdzięczają także gitarowym melodiom („If Not For You”, „Under the Sun”) mającym iście hipnotyzujący charakter oraz oryginalne brzmienie.

Gitarzystów o takich umiejętnościach jakie mają zarówno Mark Tremonti jak i Eric Friedman warto docenić także za partie solowe, których na „Marching in Time” nie zabrakło. Ozdobniki te stanowią elementy utworów „Thrown Further”, „In One Piece” oraz „Bleak” i są doskonałą prezentacją warsztatu tych dwóch utalentowanych muzyków.

Poza solowymi partiami, aż iskrzącymi intensywnością na uwagę słuchaczy zasługują także te utwory, których aranżacjom nadane zostały bardziej melodyjne tony („Let That Be Us”, „The Last One of Us”, „Not Afraid to Lose”) zarówno w samej linii instrumentalnej, jak i sposobie śpiewania Marka Tremonti, prezentującego swoje możliwości wokalne w pełnej krasie w dynamicznym i zamykającym zestawienie kompozycji utworze tytułowym albumu „Marching in Time”.

Najnowszy, piąty w dyskografii grupy Tremonti longplay „Marching in Time” to wydawnictwo, które za sprawą ciężkiego i zróżnicowanego brzmienia zdecydowanie wymaga czasu by na stałe zagościć w sercach fanów, ale warto ten czas poświęcić, by w pełni docenić jego zawartość. Polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz