środa, 17 lutego 2021

Linkin Park „Living Things” (recenzja)

Niewiele jest grup muzycznych, które w swojej twórczości meandrują pomiędzy różnymi stylami. Jedną z nich jest formacja Linkin Park, która niemal każdy ze swoich siedmiu wydanych albumów osadzała w nieco innym muzycznym kierunku. Dzięki temu w oczach fanów zespół może być utożsamiany ze zmianą. Grupa po wydaniu swoich dwóch albumów skoncentrowanych na pozwalającym wyrazić buntownicze nastroje nu metalu, skierowała swoje kroki w stronę rocka w swojej klasycznej postaci („Minutes to Midnight”) i przysłoniętego elektronicznym tłem („A Thousand Suns”).

Naturalnym połączeniem tych dwóch kierunków jest wydany w czerwcu 2012 roku album „Living Things” w niemalże równym stopniu łączący gitarowy rock z syntetycznymi brzmieniami.

I jak już przyzwyczaili nas wcześniej, i ten muzyczny eksperyment w wykonaniu słynnej szóstki muzyków zakończył się sukcesem potwierdzonym miejscami w zestawieniach albumów oraz liczbą sprzedanych egzemplarzy.

Takie powodzenie longplay zawdzięcza melodyjnym utworom „In My Remains” i „Burn It Down” zaśpiewanym z charakteryzującą wokal Chestera Benningtona ekspresją i mocą. Swoje atuty wokalista wykorzystuje świadomie nadając kompozycjom szczególnego nastroju, jak w przypadku „I’ll Be Gone” oraz „Powerless” niezmiennie zaskakując możliwościami swojego niepowtarzalnego głosu.

Pozostałością po nu metalu – stylu definiującego początkowy okres twórczości Linkin Park, ale i elementem będącym wyróżnikiem twórczości zespołu są rapowane przez Mike’a Sinodę kwestie, których również nie zabrakło na „Living Things”. Wypełniają one otwierający album utwór „Lost in the Echo”, uzupełniają „Lies Greed Misery i stanowią podstawę dla „Until It Breaks”.

Obok partii rapowanych na piątym longplayu grupy Shinoda prezentuje nam także bardziej melodyjną odsłonę swojego wokalu, w udany sposób śpiewając niemalże w całości „Roads Untraveled” oraz „Skin to Bone”. Drugi wspomniany utwór przepełniony jest tworzonymi z Benningtonem harmoniami wokalnymi, jakie usłyszeć możemy też w tajemniczo brzmiącym „Castle of Glass”, które nadają tym kompozycjom niesamowitego klimatu.

Choć „Living Things” jest już piątym albumem w dyskografii zespołu Linkin Pak zawiera niemal tak świeży materiał, jak gdyby był debiutanckim longplayem grupy. Członkowie formacji po raz kolejny stworzyli utwory w przemyślany sposób wykorzystując swoje wokalne możliwości, łącząc je z doskonale skomponowaną i zagraną muzyką. Polecam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz