czwartek, 14 kwietnia 2022

Ravenscode „Fire and Storm” (recenzja)

 

Słuchanie albumów w całości to niemalże rytuał, do wypełnienia którego powinny zostać spełnione pewne warunki. Słuchacz przede wszystkim wybiera longplay, jaki chce odtworzyć, a który w danym momencie koresponduje z jego nastrojem lub upodobaniami. Decyduje o sposobie, miejscu oraz sprzęcie, z którego skorzysta i ostatecznie poświęca określoną ilość czasu, by oddać się przyjemności zanurzenia w muzyce.

Takich pozytywnych wrażeń dostarczyć może słuchanie wydanego w listopadzie 2020 roku, drugiego w dyskografii kanadyjskiego zespołu Ravenscode albumu noszącego tytuł „Fire and Storm”.

I chociaż jest to longplay stosunkowo niedługi, a składający się z dziesięciu kompozycji, których ogólny czas trwania to nieco ponad trzydzieści pięć minut, to jego zawartość jest zdecydowanie godna uwagi. A to ze względu ma oryginalne melodie będące podstawą utworów „Imagine”, „Letting You Go” czy „Watch You Grow”, które, mimo że zaaranżowane w nieskomplikowany sposób ujmują swoją delikatnością.

Ale nie tylko takie kompozycje znajdziemy na drugim pełnowymiarowym albumie Kanadyjczyków, którzy w przemyślany sposób wykorzystują drzemiący w nich rockowy potencjał w pełni zaprezentowany w dynamicznym „Get It Right” i mocno zorientowanych na gitarowych podkładach „Nightmare” i „Villain”.

Gitarowe melodie będące postawą twórczości zespołu Ravenscode zdecydowanie posiadają oryginalny charakter, ale też doskonale współgrają ze sposobem śpiewania wokalisty grupy Briana Daniela dzielącego się obowiązkami z Justinem Bezaire. Harmonie muzyczno-wokalne tworzone przez tych dwóch członków formacji zaskakują swoją mocą w „Chaos” i „Fire”, a melodyjnością w „Dark Passenger” i „Storm”.

Oryginalny charakter kompozycji, jakie znalazły się na albumie „Fire and Storm” dowodzi jakości muzyki tworzonej przez zespół Ravenscode i potwierdza, że jest to grupa w pełni zasługująca na docenienie także poza rodzimą Kanadą. Zdecydowanie polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz