środa, 5 czerwca 2019

Volbeat „Outlaw Gentlemen & Shady Ladies” (recenzja)


„Śpiewać każdy może”, a nawet, jak potwierdzają badania, powinien. W czasie tej aktywności „nasze neuroprzekaźniki łączą się na nowe i różne sposoby. Aktywizuje się wtedy prawy płat skroniowy naszego mózgu, uwalniając endorfiny, które czynią nas mądrzejszymi, zdrowszymi, szczęśliwszymi i bardziej kreatywnymi”.  (Źródło)

Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że część ludzkości ma do śpiewania lepsze predyspozycje (lepiej wyćwiczony głos), a część radzi sobie z tym nieco gorzej. Do pierwszej grupy zaliczę, bez wahania, wokalistę i autora tekstów Michaela Poulsena współtworzącego wraz z kolegami duńską grupę Volbeat.
Drugim przesłuchanym przeze mnie, a przedostatnim w dyskografii albumem formacji potwierdzającym wokalne predyspozycje jej lidera jest longplay zatytułowany „Outlaw Gentlemen & Shady Ladies” wydany w kwietniu 2013 roku.
Jednym z producentów muzyki, jaka znalazła się na tym krążku, obok Jacoba Hansena, jest świeżo zrekrutowany w szeregi grupy Rob Caggiano, wcześniej grający na gitarze w amerykańskim zespole Anthrax. Gitarzysta na tyle dobrze poczuł się w gronie Duńczyków, że wspólnie stworzyli longplay, który osiągnął sukces na listach z zestawieniami albumów (pierwsze miejsce między innymi w Danii i na US Top Hard Rock Albums Billboardu), ale i sukces sprzedażowy – pół miliona egzemplarzy kupionych przez fanów.
A wpływ na to ma, jak podejrzewam, styl muzyczny w jakim tworzone są utwory zespołu Volbeat – intensywnie heavy metalowe, a przy tym nie pozbawione uroku – mroczny „Dead but Rising” i rozpoczynający się niepozornym akustycznym intro „Doc Holliday”. Ale przede wszystkim kompozycje te zbudowane są na melodiach, których słucha się z ogromną przyjemnością – „Pearl Heart”, „Cape of Our Hero” i synglowy „Lola Montez” opartych na kanwie upodobanego przez Volbeat stylu rockabilly.
O tym, że duński zespół tworzy doskonałą muzykę jestem już w pełni przekonana, a kolejną charakterystyczną dla tej grupy prawidłowością są pojawiający się w poszczególnych kompozycjach gościnni wykonawcy. Na opisywanym albumie usłyszeć możemy zaproszonego do zaśpiewania w ciężkim, a zarazem dynamicznym „Room 24” wokalistę zespołu Mercyful Fate King Diamonda, natomiast w rytmicznym „Lonesome Rider” Michaelowi Poulsenowi towarzyszy Kanadyjka Sarah Blackwood.
Jednak nawet bez wsparcia gości autor tekstów i lider Volbeat świetnie sprawdza się w swojej roli, prezentując przyjemnie brzmiące wokalizy w „The Sinner Is You”, bawiąc się tonacjami w czasie śpiewania „My Body”, a także przybierając zdecydowanie bardziej liryczny wyraz w zamykającym zestawienie utworów „Our Loved Ones”.

Muzyka zespołu Volbeat, także ta wypełniająca album „Outlaw Gentlemen & Shady Ladies” to przede wszystkim ogromna dawka czystej przyjemności dawanej słuchaczowi w postaci poszczególnych utworów. W każdej melodii jaką usłyszymy na tym longplayu wręcz wyczuć można pasję i miłość do muzyki przelewaną na poszczególne partie przez ich twórców – członków formacji Volbeat, co zdecydowanie udziela się podczas słuchania. Gorąco polecam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz