środa, 8 lutego 2017

Slash feat. Myles Kennedy & The Conspirators „Apocalyptic Love (recenzja)


Nigdy nie byłam fanką Guns N’ Roses, co prawda znam ich najbardziej charakterystyczne utwory, jednak w czasach świetności grupy byłam dzieckiem zainteresowanym zgoła innym rodzajem muzyki. Nawet będąc już świadomym słuchaczem, samodzielnie wybierającym to co mi się podoba, nie zdecydowałam się sięgnąć po twórczość tego zespołu, choć przyznaję zapoznałam się z historią i perypetiami jego członków. I tak dowiedziałam się o okazjonalnej współpracy Slasha z wokalistą Alter Bridge – Mylesem Kennedy przy okazji nagrywania solowego albumu gitarzysty zatytułowanego po prostu Slash, oraz tej już długotrwałej, której efektem było wydanie wspólnego longplaya Apocalyptic Love w 2012 roku.

Album nagrany przy wsparciu tria The Conspirators (basista Todd Kerns, gitarzysta Ashaan Baig i perkusista Brent Fitz) początkowo wydawał mi się denerwujący ze względu na wrażenie wykonywania utworów przez dwóch wokalistów – Mylesa Kennedy’ego i gitarę Slasha, do czego chyba z czasem się przyzwyczaiłam. Poza tym nieco irytująca na dłuższą metę wydawała mi się barwa głosu Mylesa Kennedy’ego, który swojego „instrumentu” używał nieco inaczej niż na poznanych do tej pory albumach stworzonych z Alter Bridge, a słychać to doskonale już w pierwszym, a zarazem tytułowym utworze albumu – Apocalyptic Love, a także kolejnych pozycjach – żwawym One Last Thrill czy zupełnie przyzwoitym Halo.
Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do specyficznej „maniery” wokalisty, a pomogły mi w tym opatrzona pięknym wstępem zagranym na gitarze akustycznej Anastasia, zaśpiewany nieco niżej, buntowniczy You’re a Lie oraz wykonany do wtóru z Toddem Kernsem Bad Rain. A moją sympatię bezpowrotnie zdobyły opatrzony chwytliwą melodią, „drapiący” gitarami Standing in the Sun, któremu kroku dotrzymuje No More Heroes i We Will Roam za sprawą bardzo chwytliwych melodii i naprawdę dobrych riffów. Nieco spokojniejszym, wręcz balladowym utworem jest początkowo niemal szeptany przez Kennedy’ego Not For Me, rozwijający się w dynamiczną kompozycję z zaangażowaniem zaśpiewaną przez wokalistę. Kolejną i ostatnią już balladą na Apocalyptic Love jest Far and Away delikatnie snująca się na tle gitarowej melodii. Końcówka albumu natomiast prezentuje się równie potężnie, jak jego początek za sprawą dynamicznego Hard and Fast oraz opartego na żwawym rytmie narzucanym przez perkusistę Brenta Fitza Shots Fired.
Cóż więcej można powiedzieć o Apocalyptic Love? Zdecydowanie jest to album skoncentrowany na, przyznać trzeba, oryginalnych i chwytliwych gitarowych riffach, których można było się spodziewać po twórcy, a zarazem liderze zespołu. Jednak gitary to nie wszystko, a całość idealnie dopełnia wielowymiarowy wokal Mylesa Kennedy’ego z rozmysłem dopasowywany w zależności od nastroju i tempa utworów, a także sekcja rytmiczna czyli The Conspirators łącząca wszystkie elementy w całość, której naprawdę dobrze się słucha. Polecam.    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz