Sięgając
do dyskografii zespołów tworzących w obrębie gatunku pop sugeruję się zazwyczaj
tym, w jaki sposób muzyka ta powstaje – zdecydowanie bardziej
„przemawiają” do mnie melodie komponowane przy użyciu tradycyjnych instrumentów
niż „produkowane” za pomocą komputerów i syntezatorów.
Zespołem,
któremu idealnie udało się wyważyć proporcje pomiędzy tymi dwoma źródłami
dźwięków została dla mnie amerykańska grupa Imagine Dragons, która w 2012 roku
wydała swój debiutancki album „Night Visions”. Longplay ten, wypełniony
chwytliwymi utworami, bardzo szybko zdobył aprobatę krytyków oraz słuchaczy, a
poszczególne kompozycje stały się wizytówką debiutującej grupy z Las Vegas.
Trzy
lata później zespół Imagine Dragons wydał swój drugi album zatytułowany „Smoke+Mirrors”,
na którym znalazło się trzynaście utworów, równie szybko torujących sobie drogę
na listy przebojów komercyjnych rozgłośni radiowych, jednak dla mnie już mało
atrakcyjnych.
Najnowszym
wydawnictwem grupy jest album „Evolve”, przez wokalistę Dana Reynoldsa
określany jako ewolucja dla Imagine Dragons, który w ręce fanów trafił w
czerwcu 2017 roku.
Po
kilkukrotnym przesłuchaniu najświeższego longplaya Amerykanów, jako fanka ich
pierwszego albumu poczułam rozczarowanie. Odniosłam wrażenie, że zabrakło w nim
świeżości z jaką tworzony był debiutancki krążek „Night Visions”, bowiem utwory
wypełniające „Evolve” są w większości monotonne i mało w nich dynamiki tak
charakterystycznej dla kompozycji tworzonych dotychczas przez utalentowanych muzyków
zespołu. Co gorsza, melodie utworów w znacznym stopniu powstały z
wykorzystaniem syntezatorów, przez co nie są już tak przyjemnie naturalne dla
ucha, a wywołują (w moim przypadku) rozdrażnienie i zniechęcenie do ich
odtwarzania.
Słuchajac
albumu „Evolve” ciężko było mi także wyróżnić którąkolwiek z kompozycji, ze
względu na brak elementów przyciągających uwagę – brak tu ciekawych rozwiązań
melodyjnych, nie mówiąc już o instrumentalnych, a wokal Dana Reynoldsa
jest niemal pozbawiony emocji, cechy tak charakterystycznej dla większości
pozycji z „Night Visons” – przez co odniosłam wrażenie, że utwory są do siebie
podobne i żaden z nich nie wyróżnia się nawet w najmniejszym stopniu.
Podsumowując,
album „Evolve” jest dla mnie daleki od zapowiadanej przez wokalistę zespołu
Imagine Dragons „ewolucji”. Co więcej, mimo kilkukrotnego przesłuchania obawiam
się że longplay nie jest w stanie zdobyć mojej przychylności nawet przez wzgląd
na sympatię do jego twórców.
Okładka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/b/b5/ImagineDragonsEvolve.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz