środa, 9 marca 2016

Roger Waters The Wall 2014 DVD (recenzja)

Ponieważ Waters nigdy nie był do końca zadowolony z tego jak w ostateczności wyglądał film The Wall z 1982 roku w reżyserii Alana Parkera, po latach postanowił zaprezentować publiczności swoją interpretację historii Pinka. I dzięki temu w 2014 roku światło dzienne ujrzał koncertowy film The Wall w reżyserii pomysłodawcy (Watersa) i Seana Evansa.

The Wall jest ponad 130 minutowym muzyczno-wizualnym obrazem zrealizowanym ze smakiem i przepychem, w którym dynamiczne sceny koncertu przeplatają się z dość nużącą fabułą.
Już pierwsze sceny filmu określają jego charakter – mamy tu do czynienia z „obrazem drogi” – Waters wyrusza bowiem w podróż do Włoch, a konkretnie do Anzio, gdzie został pochowany jego ojciec poległy w czasie II wojny światowej. Podróż zaczyna się od cmentarza – miejsca spoczywania dziadka Watersa, gdzie muzyk oddając hołd poległym w I wojnie światowej gra na trąbce In the Flesh? będące zarazem początkiem koncertu. W The Thin Ice i Another Brick In the Wall part I muzyk wspomina zmarłego ojca (w części fabularnej ze łzami w oczach czyta list informujący o sposobie w jaki zginął).
Wizualizacja animowanego nauczyciela z filmu Parkera to już The Happiest Days of our Lives i Another Brick In the Wall part II gdzie Waters wokalnie wspierany jest przez Robbiego Wyckoffa i dziecięcy chór, a solówka gitarowa zaś bezapelacyjnie należy do Davida Kilminstera. Na scenie pojawiają się też pierwsze elementy muru.
Kolejny utwór The Ballad of Jean Charles de Menezes poświęcony został pamięci zastrzelonego przez funkcjonariuszy Policji Metropolitalnej Brazylijczyka, podejrzanego o udział w zamachu w Londynie w lipcu 2005 roku. Jak wyjaśniono później Jean Charles de Menezes nie miał związku z tymi wydarzeniami, a jego śmierć była wypadkiem. Ballada ta jest kojącym wstępem do emocjonalnego Mother, po którym Waters „kontynuuje” swoją podróż. Do koncertu wracamy zaś przy dźwiękach Goodbye Blue Sky – melodyjnie niepokojącego utworu płynnie przechodzącego w Empty Spaces, ilustrowanego animacjami Scarfa, podczas którego mur na scenie zaczyna się powiększać. Kolejne cegły dodawane są podczas harmonijnie zaśpiewanego przez Watersa i Wyckoffa Young Lust. Po wykonanym przez basistę nieco drżącym głosem Don’t Leave Me Now przychodzi czas na dalszą podróż – bohater jest już we Francji, gdzie zatrzymuje się by podzielić się z nami swoimi egzystencjalnymi przemyśleniami.
Na scenę, gdzie mur jest już prawie ukończony, wracamy przy dźwiękach Another Brick in the Wall part III – budowa jest kontynuowana w związku z czym podczas Goodbye Cruel World widzimy na scenie już tylko Watersa, a po zakończeniu utworu mur ostatecznie się zamyka.
Czas na kolejny przerywnik fabularny – bohater jest w barze, opowiada obsługującemu go człowiekowi o swoim ojcu, po czym pojawia się on sam przybliżając Watersowi historię swojej ucieczki z Węgier w 1944 roku. Moment ten wydaje się być nieco przypadkowy i na siłę wtłoczony w już i tak nieco zagmatwaną fabułę.
Ale już po chwili dźwięki gitary klasycznej pozwalają nam wrócić na scenę, na której zespół (ukryty za murem) pod wokalnym przewodem Robbiego Wyckoffa wykonuje poruszające Hey You, okraszone perfekcyjną solówką Snowy’ego White’a.
Piękne dźwięki fortepianu to już Is There Anybody out There? – mimo, że pozbawione nadziei to nastrojowo wykonane przez samego Watersa, który nie tracąc ani chwili proponuje nam kolejne utwory – lamentującą Verę oraz mocno orkiestrowy Bring The Boys Back Home.
Po fabularnej wizycie na plaży w Anzio czas na Comfortably Numb z wieloma ujęciami śpiewającej, choć niesłyszanej publiczności i próbą zburzenia muru przy dźwiękach ekspresyjnej solówki Davida Kilminstera.
W In the Flesh zspół wraca na scenę, a nad publicznością (bardzo realistycznie rozstrzelaną na koniec utworu przez Watersa) szybuje dmuchany balon w kształcie świni, uosabiający wszechobecny kapitalizm. Kolejny utwór – Run Like Hell (zadedykowany paranoikom) rytmicznie idealnie nadający się do wyklaskiwania, wykonany został naprzemiennie przez Watersa i Wyckoffa. Ale już czas na kolejne animacje Geralda Scarfa i wręcz cyrkową aranżację – to The Trial – z sądem nad złamanym, zrezygnowanym Pinkiem i wyrok „zburzyć mur” po którym skrzętnie budowana konstrukcja rzeczywiście pada, a Waters dociera na cmentarz w Anzio gdzie po raz kolejny sięga po trąbkę by odegrać In The Flesh płynnie kontynuowane jako Outside The Wall będące zarazem zakończeniem koncertu.
The Wall w wersji Watersa jest niezaprzeczalnie wielkim dziełem bardzo harmonijnym w swojej konstrukcji. Muzycznie, to uczta dla ucha – piękne aranżacje, profesjonalnie wykonane przez doborową stawkę artystów z doskonale dopasowanym wokalem Robbiego Wyckoffa. Ubolewać można jedynie nad sokówkami, które choć technicznie wykonywane bez zarzutu, to jednak pozbawione są spontaniczności i kreatywności. Mimo to obejrzenie tego arcydzieła powinno stanowić obowiązkowy punkt dla każdego fana muzyki, nie tylko Pink Floyd. Gorąco polecam.


Okładka: http://www.floydianslip.com/news/wp-content/uploads/2015/09/wall-nyc.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz