środa, 26 maja 2021

Skillet „Comatose” (recenzja)

W przypadku większości zespołów jakie poznałam do tej pory jestem w stanie określić utwór, który był tym skłaniającym mnie do bliższego przyjrzenia się twórczości danej formacji. W przypadku amerykańskiej grupy Skillet pierwszą usłyszana kompozycją, jaka zwróciła moją uwagę, dzięki ciekawej gitarowej melodii była kompozycja „Whispers in the Dark” pochodząca z albumu „Comatose” wydanego w październiku 2006 roku.

Wspomniany utwór do tego stopnia pobudził moją ciekawość, wzmocnioną dodatkowo udanym koncertem jaki grupa Skillet dała supportując zespół Nickelback na warszawskim Torwarze (w 2013 roku), że sięgnięcie po wspomniany album było już tylko formalnością. Już pierwsze jego przesłuchanie zaspokoiło ciekawość, ale i spełniło oczekiwania. Zawartość tego longplaya jest bowiem zarówno melodyjna, jak i rockowo zadziorna, a słychać to doskonale w utworach „Better Than Drugs”, „Those Nights” czy „Falling Inside the Black” zbudowanych na ciekawych aranżacjach sprawiających, że kompozycje szybko zapadają w pamięć.

Oryginalności twórczości zespołu Skillet dodają niezaprzeczalnie smyczkowe wstawki, jakie pojawiły się również w utworach wypełniających album „Comatose”. Usłyszymy je jako intro do całości w otwierającym longplay „Rebirthing”, ale także w balladowym „Yours to Hold” oraz tytułowej kompozycji „Comatose”.

Partie klasycznych instrumentów doskonale komponują się z rockową muzyką, stanowią też atrakcyjne tło dla nieco zachrypniętego, ale przyjemnie brzmiącego głosu lidera zespołu Skillet – Johna Coopera. Jego wokal harmonijnie łączy się zarówno z intensywnie brzmiącymi gitarowymi melodiami charakteryzującymi utwór „Looking for Angels” jak i z tymi o stonowanej, łagodnej aranżacji opartej na klawiszowym podkładzie, jak w przypadku „Say Goodbye”. Klawiszowy podkład to także element kompozycji „The Last Night” wykonanej z wokalnym udziałem żony Johna Coopera – Korey, będącej również klawiszowcem i gitarzystką formacji.

Album „Comatose” grupy Skillet to świetny przykład bardzo przystępnie zagranej i zaśpiewanej muzyki, która ma swój urok zarówno w postaci nagrania, jak i wykonywana na żywo. A fakt, że przesłuchany jako pierwszy longplay z dyskografii zespołu tak szybko przypadł mi do gustu świadczyć może o tym, że jest zdecydowanie godny polecenia – naprawdę warto.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz