środa, 22 grudnia 2021

Eclipse „Monumentum” (recenzja)

Internet to wynalazek przynoszący nam – fanom muzyki wiele korzyści. Za sprawą jego globalnego zasięgu poznawanie twórczości zespołów z niemal każdego zakątka świata jest niezwykle łatwe oraz przyjemne. Niezaprzeczalną zaletą Internetu jest także możliwość przesłuchiwania oraz oceniania zawartości albumów jeszcze przed ich zakupieniem, jaką dają nam działające obecnie serwisy streamingowe z muzyką.

Korzystając z ich zasobów odnaleźć można grupy, za sprawą swojej twórczości zdecydowanie zasługujące na liczne grono słuchaczy. Jedną z nich jest pochodząca ze Szwecji formacja Eclipse, która w 2017 roku wydała siódmy w swojej dyskografii album noszący tytuł „Monumentum”.

Na longplayu tym znajdziemy przede wszystkim utwory melodyjne („The Downfall of Eden”, „Jaded”), których refreny niezwykle szybko zapadają w pamięć, a swoją przystępnością wręcz zachęcają do nucenia.

Wpływ na to ma żywiołowość i dynamika aranżacji, w których harmonijnie brzmią instrumenty wykorzystane w czasie nagrywania albumu. Na „Monumentum” usłyszymy wyraźnie zaakcentowane basowe linie („Vertigo”, „No Way Back”, „Black Rain”) aż przyjemnie brzęczące niskimi tonami, u wrażliwych słuchaczy mogące wywołać nawet ciarki.

Zdecydowane akcenty położone zostały także na partie perkusji, będącej co prawda instrumentem grającym w tle, ale miejsce tego rytmicznego niezbędnika również zasługuje na uwagę. A w szczególności dynamiczne partie („Born to Lead”, „For Better or for Worse”) wiążące całość i dodające jej hard rockowej ciężkości.

Cechę tą muzyka tworzona przez zespół Eclipse zawdzięcza także gitarowym melodiom („Killng Me”, „Never Look Back”), na oryginalność których znaczący wpływ ma wokalista (i zarazem gitarzysta) szwedzkiej formacji Erik Mårtensson. Za jego sprawą, a dokładnie wokalu, jakim jest obdarzony posłuchać możemy z jednej strony pełnych emocji utworów („Hurt”), a z drugiej zabierających nas w szaloną, ale bardzo melodyjną podróż („Night Comes Crawling”).

Album „Monumentum” to ponad czterdziestominutowa pigułka czystej, hard rockowej energii zamkniętej w postaci jedenastu kompozycji, z których każda osobno stanowi bardzo ciekawy element spójnej i doskonale zgranej całości. Zdecydowanie polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz