Zmiany
są nieuniknione, zarówno w naszym życiu, jak i w muzyce naszych ulubieńców. No
bo, czy ktoś chciałby słuchać w kółko utworów aranżowanych i śpiewanych w taki
sam sposób, jestem przekonana, że nawet najwierniejsi fani mogliby się znudzić.
Zdając
sobie z tego sprawę zespoły i soliści w pewnym momencie, zazwyczaj w chwili gdy
ich pozycja w sercach fanów jest już mocno ugruntowana, decydują się na zwrot w
swoich poczynaniach. Czasami jest to zmiana tak radykalna, że polega wręcz na
tworzeniu muzyki w odmiennym stylu niż ten pierwotnie obrany. Tą tendencję już
od kilku lat zaobserwować można szczególnie w gronie zespołów rockowych,
których członkowie decydują sie złagodzić swoją twórczość nadając jej pop
rockowego charakteru.
Taki
właśnie zabieg zastosował amerykański zespół Daughtry w czasie nagrywania
swojego czwartego albumu zatytułowanego „Baptized”, który swoją premierę miał w
listopadzie 2013 roku.
Muszę
zaznaczyć, że nie jestem przeciwna decyzji zespołu dotyczącej wprowadzenia
zmian w jego muzyce, ani że kompozycje jakie znalazły się na tym krążku nie
przypadły mi do gustu, ale w przypadku Chrisa Daughtry i jego kolegów z
zespołu, mam wrażenie że ten styl jakoś nieszczególnie do nich pasuje. Na
„Baptized” znajdziemy bowiem statyczne, zapętlone aranżacje charakteryzujące
utwór tytułowy albumu „Baptized”, a ponadto „The World We Knew”, czy „Broken
Arrows”.
Muzycy
Daughtry nie uniknęli także wplatania w melodie poszczególnych kompozycji
syntezatorowych wstawek - „Waiting for Superman”, „Wild Heart”, „Witness”, tak
charakterystycznych dla obecnie tworzonej muzyki pop.
Ponadto
głos Chrisa Daughtry, chociaż nieprzesadnie rockowy to jednak nadający utworom
mocny wydźwięk, tutaj – „High Above the Ground”, „18 Years” – jest przez
wokalistę używany raczej w delikatniejszej odsłonie.
Przyznaję,
że album nie jest co prawda pozbawiony chwytliwych, szybko wpadających w ucho
melodii – „Long Live Rock & Roll”, „Battleships” – ale brak wyrazistych
partii gitarowych i wyłagodzony dźwięk perkusji (automatu perkusyjnego?) to nie
jest coś, czego oczekiwałabym po zespole, który na swoim debiutanckim albumie
gościł samego Slasha.
I
chociaż, jak napisałam we wstępie, zmiany, także muzyczne są nieuniknione, to
jednak ta (mająca kontynuację na następnym longplayu) na jaką zdecydował się
Chris Daughtry razem z kolegami z zespołu podczas nagrywania „Baptized” jest dla mnie trudna do
zrozumienia i zaakceptowania.
Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/Baptized_(album)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz