Zanim wydam opinię o jakimkolwiek albumie lub utworze słucham go wielokrotnie, często nawet w kilku podejściach. Jednak o tym, czy dane wydawnictwo podoba mi się, czy też nie, decyduje zazwyczaj pierwsza styczność z nim, a kolejne służą utwierdzeniu się w tym przekonaniu. Longplayem któremu poświeciłam ostatnio sporo czasu jest piąty w dyskografii amerykańskiego zespołu Daughtry album „Cage to Rattle” wydany 27 lipca 2018 roku.
A
stało się tak trochę dlatego, że wielokrotnie słuchając go starałam się, przez
wzgląd na wieloletnią już sympatię do tej grupy, znaleźć jakieś jego plusy, i
niestety nie znalazłam ich zbyt wielu.
Po
pierwsze, nie wiem dlaczego zespół mający w swoim składzie trzech gitarzystów –
Josh Steely, Brian Craddock i jednocześnie wokalista i założyciel formacji
Chris Daughtry, prawie zupełnie nie korzysta z ich możliwości i umiejętności
wynikających z ich obecności w składzie. Instrumenty za których dźwięki
odpowiedzialni są ci panowie na albumie „Cage to Rattle” pojawiają się bowiem w
ilości szczątkowej, albo są zupełnie przykryte warstwą syntetycznych bitów
(„Backbone”, „Death of Me”, „Gravity”).
Po
drugie właśnie, dźwięki dominujące na tym wydawnictwie niewiele mają wspólnego
z tradycyjnymi instrumentami, których brzmienie cenię sobie najbardziej, a
są wytworem syntezatorów, komputerów i sama nie wiem czego jeszcze. Przez to
całość (a w szczególności „Bad Habits”, „Back in Time”) brzmi niezwykle
plastikowo i w niewielkim stopniu zapada w pamięć, nie mówiąc już o chęci
późniejszego zanucenia poszczególnych melodii, co jest w tym przypadku prawie
zupełnie niemożliwe.
Po
trzecie, poszczególne kompozycje mają nudne, zapętlone aranżacje („As You Are”,
„Stuff of Legends”) składające się głównie z rytmu, a pozbawione melodii, co
sprawia że dłużą się w nieskończoność, nie wnosząc nic szczególnego w i tak już
mało wyróżniającą się całość. A w innych z kolei („Deep End”, „As You Are”,
„Death of Me”) zarzut wystosować muszę do sposobu śpiewania Chrisa Daughtry,
który jest tak beznamiętny, a wręcz irytujący, że utworów tych aż ciężko się
słucha.
Listy
powyższych zarzutów nie są w stanie zrekompensować dwa plusy, jakie należą się
temu albumowi. Pierwszy za jedyną wyrazistą kompozycję, czyli „White Flag”,
zbudowaną na dynamicznych gitarowych riffach jakich zabrakło pozostałym
pozycjom w traciliście. Drugi zaś za
interesujące wokalizy, stanowiące, jak powiedział Chris Daughtry, powrót do
korzeni, czyli muzyki gospel, nadające utworowi „Just Found Heaven” lekkości i
oryginalności.
Podsumowując,
album „Cage to Rattle” to wydawnictwo przynoszące więcej rozczarowań
niż zachwytów, a to ze względu na kierunek, jaki w swojej twórczości
zdecydowała się obrać grupa Daughtry, a jest to kierunek który, moim zdaniem,
zupełnie nie przystoi zespołowi goszczącemu na swoim pierwszym albumie Slasha,
a współpracującemu choćby z Chadem Kroegerm i Benem Moody. Ale to tylko moje
subiektywne zdanie, jeśli macie ochotę, posłuchajcie.
Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/Cage_to_Rattle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz