środa, 8 sierpnia 2018

Daughtry „Cage to Rattle” (recenzja)


Zanim wydam opinię o jakimkolwiek albumie lub utworze słucham go wielokrotnie, często nawet w kilku podejściach. Jednak o tym, czy dane wydawnictwo podoba mi się, czy też nie, decyduje zazwyczaj pierwsza styczność z nim, a kolejne służą utwierdzeniu się w tym przekonaniu. Longplayem któremu poświeciłam ostatnio  sporo czasu jest piąty w dyskografii amerykańskiego zespołu Daughtry album „Cage to Rattle” wydany 27 lipca 2018 roku.

A stało się tak trochę dlatego, że wielokrotnie słuchając go starałam się, przez wzgląd na wieloletnią już sympatię do tej grupy, znaleźć jakieś jego plusy, i niestety nie znalazłam ich zbyt wielu.
Po pierwsze, nie wiem dlaczego zespół mający w swoim składzie trzech gitarzystów – Josh Steely, Brian Craddock i jednocześnie wokalista i założyciel formacji Chris Daughtry, prawie zupełnie nie korzysta z ich możliwości i umiejętności wynikających z ich obecności w składzie. Instrumenty za których dźwięki odpowiedzialni są ci panowie na albumie „Cage to Rattle” pojawiają się bowiem w ilości szczątkowej, albo są zupełnie przykryte warstwą syntetycznych bitów („Backbone”, „Death of Me”, „Gravity”).
Po drugie właśnie, dźwięki dominujące na tym wydawnictwie niewiele mają wspólnego z tradycyjnymi instrumentami, których brzmienie cenię sobie najbardziej, a są wytworem syntezatorów, komputerów i sama nie wiem czego jeszcze. Przez to całość (a w szczególności „Bad Habits”, „Back in Time”) brzmi niezwykle plastikowo i w niewielkim stopniu zapada w pamięć, nie mówiąc już o chęci późniejszego zanucenia poszczególnych melodii, co jest w tym przypadku prawie zupełnie niemożliwe.
Po trzecie, poszczególne kompozycje mają nudne, zapętlone aranżacje („As You Are”, „Stuff of Legends”) składające się głównie z rytmu, a pozbawione melodii, co sprawia że dłużą się w nieskończoność, nie wnosząc nic szczególnego w i tak już mało wyróżniającą się całość. A w innych z kolei („Deep End”, „As You Are”, „Death of Me”) zarzut wystosować muszę do sposobu śpiewania Chrisa Daughtry, który jest tak beznamiętny, a wręcz irytujący, że utworów tych aż ciężko się słucha.
Listy powyższych zarzutów nie są w stanie zrekompensować dwa plusy, jakie należą się temu albumowi. Pierwszy za jedyną wyrazistą kompozycję, czyli „White Flag”, zbudowaną na dynamicznych gitarowych riffach jakich zabrakło pozostałym pozycjom w traciliście.  Drugi zaś za interesujące wokalizy, stanowiące, jak powiedział Chris Daughtry, powrót do korzeni, czyli muzyki gospel, nadające utworowi „Just Found Heaven” lekkości i oryginalności.


Podsumowując, album „Cage to Rattle” to wydawnictwo przynoszące więcej rozczarowań niż zachwytów, a to ze względu na kierunek, jaki w swojej twórczości zdecydowała się obrać grupa Daughtry, a jest to kierunek który, moim zdaniem, zupełnie nie przystoi zespołowi goszczącemu na swoim pierwszym albumie Slasha, a współpracującemu choćby z Chadem Kroegerm i Benem Moody. Ale to tylko moje subiektywne zdanie, jeśli macie ochotę, posłuchajcie.  


Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/Cage_to_Rattle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz