Wiele zespołów ma w swojej dyskografii album, którego tytuł jest po prostu nazwą tej grupy. Longplaye te to często tak zwane kamienie milowe mające istotne znaczenie dla twórczości danego wykonawcy oraz fanów, ale w wielu przypadkach formacje sygnują w ten sposób swoje debiutanckie wydawnictwa, za sprawą których zaczyna się ich mniejsza lub większa popularność w muzycznym świecie.
Taki zabieg zastosowali również muzycy grupy Black Stone
Cherry, którzy pierwszy w swojej dyskografii album zatytułowali po prostu
„Black Stone Cherry”. Longplay swoją premierę maił w 2006 roku.
Album ten stał się doskonałą okazją do zaprezentowania swoich
umiejętności w profesjonalny sposób. Członkowie zespołu zdając sobie z tego
sprawę stworzyli dwanaście autorskich kompozycji i jeden cover utrzymane w hard
rockowym stylu i ze smakiem doprawione folkowymi elementami charakterystycznymi
dla muzyki określanej jako southern rock.
Elementy tego stylu słychać wyraźnie w „Crosstown Woman” i
„Shapes of Things” wyróżniających się aranżacjami wzbogaconymi o bluesowy
feeling.
Mimo tych typowych dla stylu southern rock elementów
kompozycjom wypełniającym album „Black Stone Cherry” zdecydowanie bliżej jest
do hard rockowej konwencji z intensywnie brzmiącymi gitarowymi melodiami
stanowiącymi podstawę dla otwierającego longplay „Rain Wizard” czy „Drive”.
Na albumie nie zabrakło także solówek pojawiających się w
dynamicznym „When the Weight Comes Down” i ciężkim „Shooting Star” nadających
utworom rockowej zadziorności.
Z gitarowymi partiami o pierwszy plan zdają się walczyć
rytmiczne perkusyjne podkłady tworzące kanwę dla ciężkiego „Backwoods Gold” i
wyraźnie zaznaczające swoją obecność w „Violator Girl”. Walka ta zdecydowanie
zażegnana jest w „Lonely Train” gdzie instrumenty tworzą idealny wręcz duet
zaskakując doskonałym timingiem.
Te ciężkie, przepełnione gitarowymi riffami i wyrazistymi partiami perkusji aranżacje równoważą chwytliwe refreny oparte na przyjemnie brzmiących harmoniach wokalnych jakie usłyszeć możemy w „Maybe Someday” i „Hell and High Water”. Do zabiegu łagodzenia nastroju i ciężkości kompozycji wykorzystane zostały także organy Hammonda, których partie wplecione zostały w utwory „Tired of the Rain” i zamykający zestaw „Rollin’ On” doskonale komponując się z całością albumu.
Zawartość debiutanckiego longplaya zespołu Black Stone Cherry
jest świetnym przykładem tego, jak wielki potencjał drzemie w czterech
tworzących grupę muzykach. Melodie wychodzące spod ich palców są chwytliwe i
szybko zapadają w pamięć, a to jest chyba najlepsza rekomendacja jaką sam dla
siebie stworzyć może rockowy zespół. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz