środa, 7 grudnia 2016

Flying Colors „Second Nature” (recenzja)


Nieczęsto zdarza mi się znaleźć album idealny od początku do końca, dlatego z tym większą radością do grona takich właśnie włączyłam longplay amerykańskiej supergrupy Flying Colors Second Nature wydany w 2014 roku. I mimo iż album ten składa się tylko z dziewięciu kompozycji to są one doskonałe same w sobie i jako całość.
Muzyka zgromadzona na krążku, której gatunkowo najbliżej do progresywnego rocka mnie osobiście urzekła swoją, z jednej strony ozdobną złożonością, a z drugiej komunikatywną melodyjnością. I z pełną śmiałością na biegunie „ozdobnej złożoności” umieszczę rozpoczynający album Open Up Your Eyes – perfekcyjnie skomponowany utwór w którym każdy z instrumentów idealnie spełnia swoje zadanie tworząc harmonijną całość z wokalem Casey’a McPhersona. Biegun „komunikatywnej melodyjności”  niezaprzeczalnie należy do Lost Without You, który mimo pozornie pogodnego nastroju opowiada o utraconej przez wokalistę ukochanej osobie.
Album Second Nature jest w całości idealny, ale utworami, które podobają mi się nieco bardziej niż pozostałe są początkowo zdominowany przez bas, energetyczny Mask Machine z idealnymi riffami gitarowymi nadającymi mu drapieżności, oraz balladowy przepięknie zaśpiewany przez McPhersona i klawiszowca Neala Morse’a Peaceful Harbor. Ale i innym kompozycjom nie brakuje zalet. Bombs Away pochwalę za doskonałe harmonie wokalne i ciekawie wplecione w drugą część utworu partie smyczków, idealnie komponujące się z kolejną urzekającą melodią balladą – The Fury of My Love w której Casey McPherson prezentuje nam swoje bogate możliwości wokalne. Jednak McPherson to nie jedyny utalentowany wokalista w zespole Flying Colors, a przekonać się o tym możemy dzięki A Place in Your World – niemal w całości zaśpiewanym przez Neala Morse’a ustępującego, ale tylko na chwilę, miejsca Mike’owi Portnoy’owi w bridge’u. Najbardziej oryginalnym utworem na albumie jest One Love Forever, który przypomina mi nieco Hole Hearted Extreme z koncertu z Bostonu, a to przez sposób w jaki zaaranżowane zostały gitary, według Steve’a Morse’a mające przypominać europejską muzykę ludową.  I wreszcie ostatnia kompozycja, składająca się z trzech części tworzących całość, przystępnie, choć bogato zaaranżowana Cosmic Symphony, której najbliżej jest do progresywnej stylistyki nieco złagodzonej melodyjnymi gitarowymi wstawkami.
Second Nature słucham już od dwóch miesięcy i wciąż jest mi mało tej świetnej muzyki, która całkowicie zawładnęła moim sercem. I naprawdę nie potrafię znaleźć niczego, co mogłabym wytknąć temu albumowi, nawet najmniejszej wady mogącej choć w minimalnym stopniu osłabić mój zachwyt. Więc jeśli nie znacie jeszcze Flying Colors i tego albumu to zdecydowanie polecam go do wielokrotnego odtwarzania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz