Nieczęsto
zdarza mi się znaleźć album idealny od początku do końca, dlatego z tym większą
radością do grona takich właśnie włączyłam longplay amerykańskiej supergrupy
Flying Colors Second Nature wydany w 2014 roku. I mimo iż album ten składa się
tylko z dziewięciu kompozycji to są one doskonałe same w sobie i jako całość.
Muzyka
zgromadzona na krążku, której gatunkowo najbliżej do progresywnego rocka mnie
osobiście urzekła swoją, z jednej strony ozdobną złożonością, a z drugiej
komunikatywną melodyjnością. I z pełną śmiałością na biegunie
„ozdobnej złożoności” umieszczę rozpoczynający album Open Up Your Eyes –
perfekcyjnie skomponowany utwór w którym każdy z instrumentów idealnie spełnia
swoje zadanie tworząc harmonijną całość z wokalem Casey’a McPhersona. Biegun
„komunikatywnej melodyjności” niezaprzeczalnie
należy do Lost Without You, który mimo pozornie pogodnego nastroju opowiada o utraconej
przez wokalistę ukochanej osobie.
Album
Second Nature jest w całości idealny, ale utworami, które podobają mi się nieco
bardziej niż pozostałe są początkowo zdominowany przez bas, energetyczny
Mask Machine z idealnymi riffami gitarowymi nadającymi mu drapieżności, oraz
balladowy przepięknie zaśpiewany przez McPhersona i klawiszowca Neala
Morse’a Peaceful Harbor. Ale i innym kompozycjom nie brakuje zalet. Bombs Away
pochwalę za doskonałe harmonie wokalne i ciekawie wplecione w drugą część
utworu partie smyczków, idealnie komponujące się z kolejną urzekającą melodią
balladą – The Fury of My Love w której Casey McPherson prezentuje nam swoje
bogate możliwości wokalne. Jednak McPherson to nie jedyny utalentowany
wokalista w zespole Flying Colors, a przekonać się o tym możemy dzięki A Place
in Your World – niemal w całości zaśpiewanym przez Neala Morse’a ustępującego,
ale tylko na chwilę, miejsca Mike’owi Portnoy’owi w bridge’u. Najbardziej
oryginalnym utworem na albumie jest One Love Forever, który przypomina mi nieco
Hole Hearted Extreme z koncertu z Bostonu, a to przez sposób w jaki
zaaranżowane zostały gitary, według Steve’a Morse’a mające przypominać
europejską muzykę ludową. I wreszcie
ostatnia kompozycja, składająca się z trzech części tworzących całość,
przystępnie, choć bogato zaaranżowana Cosmic Symphony, której najbliżej jest do
progresywnej stylistyki nieco złagodzonej melodyjnymi gitarowymi wstawkami.
Second
Nature słucham już od dwóch miesięcy i wciąż jest mi mało tej świetnej muzyki,
która całkowicie zawładnęła moim sercem. I naprawdę nie potrafię znaleźć
niczego, co mogłabym wytknąć temu albumowi, nawet najmniejszej wady mogącej
choć w minimalnym stopniu osłabić mój zachwyt. Więc jeśli nie znacie
jeszcze Flying Colors i tego albumu to zdecydowanie polecam go do wielokrotnego
odtwarzania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz