środa, 26 lipca 2017

Linkin Park „A Thousand Suns” (recenzja)


Każdy z nas – fanów muzyki – ma w swojej historii taki moment, osobę lub grupę osób, która wpłynęła na ukształtowanie muzycznego gustu. W moim przypadku „winę” za skłonność do sięgania do określonych stylów ponosi grupa Linkin Park, której twórczość, a dokładnie utwór „In The End” poznałam około 16 lat temu. Zafascynowana tworzoną przez grupę muzyką towarzyszyłam jej przez kolejne lata z niecierpliwością i niezmienną ciekawością oczekując jej premierowych wydawnictw.

Z siedmiu nagranych do tej pory albumów studyjnych moim ulubionym jest  czwarty w dyskografii – „A Thousand Suns”, który w ręce słuchaczy trafił w 2010 roku. Jego ukazanie się wzbudziło duże zainteresowanie wśród zarówno fanów jak i krytyków oraz wywołało liczne dyskusje dotyczące stylu, jaki zespół zdecydował się obrać tworząc poszczególne kompozycje.
Tym, co uważam za atut płyty jest płynność muzyki – utwory następują bezpośrednio jeden po drugim, połączone wspólnymi elementami melodii, co stwarza wrażenie spójnej i dokładnie przemyślanej całości, a zauważalne jest już od początku, czyli otwierającego album utworu „The Requiem” stanowiącego wprowadzenie do całości. Drugą pozycją jest fragment przemówienia profesora J. Roberta Oppenheimera zaprezentowanego na tle melodii symulującej odgłosy wybuchów, zatytułowany przez zespół „The Radiance”. Po nim następuje w zasadzie pierwszy konkretny utwór, czyli „Burning in the Skies” wypełniony stonowanymi partiami gitary elektrycznej. Niespokojne dźwięki „Empty Spaces” – przypominające demonstrację – wprowadzają nas w nastrój kolejnej kompozycji – mocno rytmicznej – „When They Come for Me”, utwór niemal w całości wykonany jest przez Mike’a Shinodę rapującego swoje kwestie, wokal Chestera pojawia się tylko w bridge’u, dopełniając całości. Inaczej jest w „Robot Boy”, zaaranżowanym z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych, w którym słyszymy głównie głos Benningtona. Kolejnym utworem będącym instrumentalną kanwą dla albumu jest „Jornada del Muerto” poprzedzający mojego koncertowego faworyta, czyli w ciekawy sposób zaaranżowany i doskonale zaśpiewany „Waiting for the End”. Interesującą instrumentacją wyróżnia się również, z zaangażowaniem, charakterystycznym dla Chestera Benningtona, wykonany „Blackout”. Dwie kolejne pozycje to fragmenty przemówień Mario Savio, będący wstępem do melodyjnie mocno elektronicznego „Wretches and Kings” oraz Martina Luther Kinga Jr. w „Wisdom, Justice and Love”. Po nich usłyszeć możemy wykorzystany w filmowej produkcji „Transformers: Dark of the Moon” dynamicznie rozwijający się utwór „Iridescent” przepełniony syntezatorowymi dźwiękami zgrabnie połączonymi z partiami gitar oraz instrumentów klawiszowych. Dźwięki syntezatorów stały się kanwą  dla „Fallout”, będącego bezpośrednim wstępem do kolejnej kompozycji, którą jest ponad pięciominutowy wykonany z zaangażowaniem (wywołującym niezmiennie ciarki na moich plecach) przez obydwu wokalistów „The Catalyst”. Album zamyka ascetycznie instrumentalny utwór „The Messenger”, który rozwiewa wątpliwości (gdyby ktoś jeszcze miał takowe) dotyczące umiejętności wokalnych Chestera Benningtona – jego głos wybrzmiewa w nim w pełnej krasie, doskonale harmonizując z nastrojowym podkładem muzycznym.
Kiedy zastanawiam się, dlaczego to właśnie album „A Thousand Suns” jest moim ulubionym w dyskografii zespołu Linkin Park, nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego jest to właśnie ten – w zasadzie nie przepadam za muzyką tworzona przy pomocy syntezatorów, a takich właśnie dźwięków nie brakuje wśród kompozycji znajdujących się na czwartym longplayu grupy. Tym, co urzekło mnie jednak są połączenia tychże właśnie dźwięków z często pojawiającymi się klawiszowymi i gitarowymi partiami będącymi motywem przewodnim poszczególnych utworów. Niemały wpływ na moją sympatię ma także sposób zaśpiewania tekstów kompozycji przez dwóch wokalistów, z pełnym zaangażowaniem przekazujących napisane wcześniej przez siebie słowa, budując w ten sposób niepowtarzalny nastrój krążka.
Mam nadzieję, że i Wy znajdziecie coś dla siebie na albumie „A Thousand Suns”. Polecam.


Okładka:  https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/a/af/A_Thousand_Suns_Cover2.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz