Jeśli muzykę chcielibyśmy porównać do powietrza, to ta grana na żywo jest zdecydowanie powiewem świeżości oraz orzeźwieniem, po nieco dusznym, choć wciąż utrzymującym przy życiu tlenie dostarczanym wraz z twórczością naszych ulubieńców, odtwarzaną w postaci rejestrowanych albumów.
Do takich refleksji skłonił mnie pierwszy od ponad dwóch lat
koncert, w którym miałam okazję uczestniczyć, a który na warszawskim Torwarze
dała formacja OneRepublic w poniedziałkowy wieczór, 9 maja.
Swój występ Amerykanie rozpoczęli od wprowadzającego w nastrój
intro, znanego już z zarejestrowanego w Malibu koncertu, podczas którego
grupa prezentowała materiał z najnowszej, wydanej w 2021 roku płyty „Human”. Utworów
z tego właśnie longplaya można byłoby spodziewać się w licznej reprezentacji w
setliście warszawskiego koncertu, jednak zespół postawił na dość sprawiedliwy
wybór kompozycji z pięciu albumów, jakie ma już w swojej dyskografii, a dzięki
temu w poniedziałkowy wieczór na Torwarze zabrzmiały te najbardziej znane
utwory grupy z „Counting Stars”, „Stop and Stare” i „Secrets” na czele.
A przyznać trzeba zabrzmiały w sposób porywający za sprawą
obecności na scenie skrzypka i wiolonczelisty, którym jest Brent Kutzle
momentami zamieniający swój bas na ten właśnie klasyczny instrument. Żałować
można jedynie tego, że nagłośnienie w warszawskiej hali nie było odrobinę
lepsze, ale ten mały mankament w najmniejszym stopniu nie przeszkodził
publiczności w doskonałej zabawie zarówno przed samą sceną, jak i na
wypełnionych dość szczelnie trybunach Torwaru. Za sprawą płynącej ze sceny
muzyki fani entuzjastycznie klaskali, tańczyli i podskakiwali do rytmu, a
przede wszystkim aktywnie udzielali się wokalnie, śpiewając wraz z Ryanem
Tedderem i żywiołowo odpowiadając na prezentowane przez niego wokalizy.
Najdłuższa z takich wokalnych wymian była częścią „Apologize”, kompozycji, za sprawą
której zespół stał się popularny na całym świecie, a wykonana została przez
publiczność z takim zaangażowaniem, że sam lider zespołu był pod niemałym
wrażeniem możliwości polskich fanów.
Obok wspomnianych kompozycji wybranych z dyskografii zespołu
w setliście znalazły się także te napisane i skomponowane przez Teddera dla
innych wykonawców. Kilka z nich zaprezentowanych zostało we fragmentach, a w
całości usłyszeliśmy „Halo” z repertuaru Beyoncé i „Sucker” Johnas Brothers. W
czasie ich wykonania lider OneRepublic miał możliwość zademonstrowania swoich
imponujących możliwości głosowych potwierdzających skalę i moc jego wokalu.
Swobodna atmosfera, jaka już od pierwszych minut koncertu
zapanowała na Torwarze to niezaprzeczalnie zasługa muzyków OneRepublic
dbających o melodyjność i rytmiczność kompozycji i tym samym
poruszając nogi do tańca dynamicznym „Love Runs Out” czy „Run”. Najistotniejszą
rolę na tym polu odegrał jednak przywołany już Ryan Tedder, który pomiędzy
utworami nawiązywał interakcje z publicznością doceniając jej obecność
oraz wspominając sytuację na świecie w ciągu ostatnich dwóch lat.
Czas ten w poniedziałkowy wieczór wydawał się być już tylko
odległym wspomnieniem, a przyczyniła się do tego muzyka oraz niemal wakacyjny
nastrój, jaki zapanował przy dźwiękach słonecznych utworów „Sunshine” i „West
Coast”, które sprawiły, że tym trudniej było pogodzić się z zakończeniem
trwającego blisko dwie godziny koncertu, rozbudzającego apetyt na kolejne,
miejmy nadzieje nieodległe w czasie spotkanie z OneRepublic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz