środa, 27 lipca 2022

Shinedown „Planet Zero” (recenzja)

O tym, że muzyka może być źródłem energii, przekonać może się każdy, kto poświęci czas i uwagę, by w skupieniu jej posłuchać. Już sam rytm perkusji i basu wywołać może szybsze bicie serca zaangażowanego słuchacza, a dynamiczne partie gitar u wrażliwych spowodują ciarki na plecach.

Taką moc ma muzyka rockowa, jaką już od lat tworzy amerykański zespół Shinedown i nie inaczej jest w przypadku najnowszego longplaya tej formacji zatytułowanego „Planet Zero”, którego premiera miała miejsce 1 lipca 2022 roku.

Siódmy album Amerykanów to przede wszystkim rozbudowana tracklista, składająca się z dwudziestu pozycji, lecz, co istotne, nie wszystkie to pełnowymiarowe utwory. Część z nich, a dokładnie siedem, to nieco irytujące przerywniki słowno-muzyczne, niewiele znaczące dla całości, a wręcz odwracające uwagę słuchacza od tego, co na „Planet Zero” jest istotne.

A istotny jest przekaz, jaki zespół Shinedown nadaje tworzonej przez siebie muzyce. Za pomocą słów i dźwięków członkowie grupy manifestują swoje emocje, wykorzystując do tego celu żywiołowe melodie („No Sleep Tonight”, „Clueless and Dramatic”) ale i nastrojowe aranżacje („Disfunctional You”, „Hope”), by za ich pomocą wyrazić to, co wielu fanów czuje, myśli i chciałoby wraz z Brentem Smithem wykrzyczeć lub melodyjnie wyśpiewać.

Teksty utworów składających się na siódmy album formacji mogą okazać się bliskie każdemu z nas, dotyczą bowiem uniwersalnych kwestii, umiejętnie i lirycznie prezentowanych w kompozycjach nawiązujących do tematyki zdrowia mentalnego („Daylight”, „A Symptom of Being Human”) oraz międzyludzkich relacji („The Saints of Violence and Innuendo”, „Planet Zero”), a to sprawia, że ich przekaz jest z jednej strony niezwykle uniwersalny, ale i przemawiający do indywidualnego słuchacza.

Swoja istotną rolę dla przekazu poszczególnych kompozycji mają także muzyczne rozwiązania zastosowane w przypadku poszczególnych utworów, z dynamicznym rytmem („America Burning”), oryginalnymi aranżacjami („Sure Is Fun”) oraz smyczkowymi partiami („What You Wanted”) dopełniającymi tą złożoną, ale jakże harmonijną całość.

To, co z całą pewnością powiedzieć można o zespole Shinedown to to, że w swojej twórczości nie idzie na skróty i nie dostarcza swoim fanom przeciętnej muzyki. Członkowie grupy już kolejnym swoim albumem dowodzą, że za sprawą swoich kompozycji potrafią skłonić do refleksji, zaniepokoić, ale i ukoić, a przede wszystkim położyć plaster wsparcia i nadziei płynących z każdej minuty albumu „Planet Zero”. Zdecydowanie polecam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz