środa, 15 czerwca 2016

Foo Fighters „Echoes, Silence, Patience & Grace” (recenzja)


Z niektórymi zespołami jest tak, że ich twórczość albo się kocha albo nienawidzi, dlatego powstają takie „grupy społeczne” jak metalowcy czy choćby depeszowcy, które mają zarówno swoich zagorzałych zwolenników jak i zatwardziałych przeciwników.

Nie tak dawno słuchając muzyki Foo Fighters, która przyznać trzeba jest bardzo charakterystyczna, zastanawiałam się czy ktoś wymyślił już określenie dla sympatyków (swoją drogą bardzo licznych) dokonań tego zespołu. Do głowy przychodziły mi coraz bardziej absurdalne określenia, takie jak foosowcy (bardziej pasujące dla wielbicieli kawy) czy grohlowcy. Ale jakby takiej grupy nie nazwać, przyznać trzeba, że ma za co doceniać Dave’a Grohla i jego kolegów. Dla mnie perłą w dyskografii Foo’s  jest album Echoes, Silence, Patience & Grace od którego zaczęłam na poważnie interesować się ich dokonaniami.
Album ten w ręce fanów trafił we wrześniu 2007 roku i zebrał wiele przychylnych recenzji między innymi dzięki singlom – otwierającemu album, dynamicznemu The Preteder, który jest jednym ze znaków rozpoznawczych Foo Fighters, melodyjnemu Long Road to Ruin, stopniowo rozwijającemu się Let It Die, czy solidnemu Cheer Up, Boys (Your Make Up Is Running). Ale Echoes, Silence, Patience & Grace to nie tylko single lecz także solidna porcja zdecydowanie ciekawych, szybko wpadających w ucho utworów, jak choćby Erase/Replace z charakterystyczną linią gitary czy nieco delikatniej zaaranżowany, a mój ulubiony Statues z łagodnym przejściem i przepiękną solówka gitarową. Pięknie w całość wkomponowane są niemal całkowicie akustyczne Stranger Things Have Happened oraz Ballad of the Beaconsfield Miners. Akustyczny początek, rozwijający się do miażdżącego finału mają żarliwy Come Alive oraz But Honestly, z wręcz hałaśliwym zakończeniem. Po tak dynamicznych fragmentach nastrój uspokajają nieco Summer’s End o łagodnym, trochę nawet leniwy rytmie, i tym razem zaaranżowany na fortepian kojący Home idealnie nadający się jako pozycja zamykająca album.
Echoes, Silence, Patience & Grace to dla mnie najwartościowsze dzieło w dyskografii Foo Fighters doskonałe zarówno pod względem aranżacji jak i kompozycji. Jest idealnie wyważonym albumem pod względem doboru utworów stanowczo rockowych oraz kojąco łagodnych, a ich układ jest tak przemyślnie rozplanowany, że przejścia pomiędzy utworami są płynne i wręcz niezauważalne, co jeszcze mocniej cementuje album jako całość i tak moim zdaniem powinno się go słuchać. Polecam.


Okładka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/6/68/Foos-ESPG.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz