Dobry
utwór to, moim zdaniem taki, który oprócz tego, że szybko wpada w ucho i zapada
w pamięć to jeszcze na długo w niej pozostaje. Zbiorem kompozycji bardzo dobrze
spełniających te kryteria jest wydany w 2005 roku album kalifornijskiej grupy
Flipsyde zatytułowany We the People,
który od pierwszej do ostatniej pozycji zapewnia słuchaczowi moc muzycznych
wrażeń.
Niezwykle
melodyjnie jest już od pierwszego utworu, singlowego Someday z przeplatającymi się kwestiami
śpiewanymi przez Dave’a Lopeza i rapowanymi przez The Pipera na tle dźwięków
gitary akustycznej, stanowiących także szkielet kolejnej pozycji – Spun –
zbudowanej na dynamicznym rytmie utrzymującym całość w ryzach. Ale oprócz
pomysłowych aranżacji zespół w kompozycjach wypełniających omawiany album
porusza także poważne i niełatwe tematy, jak choćby w U.S. History będącym krótką
historią Stanów Zjednoczonych skupiającą się na momentach, które nie przyniosły
sławy rodzinnemu krajowi członków grupy. Inną istotną kwestią jest podkreślony
w tekście kolejnego utworu fakt poszukiwania sensu istnienia w dość monotonnym
melodyjnie, choć urozmaiconym nieco syntezatorowymi wstawkami Flipsyde.
Poruszającym utworem jest zamykający album Happy Birthday z gościnnym udziałem
duetu t.A.T.u. będący monologiem ojca do swojego nienarodzonego z powody
decyzji dokonania aborcji dziecka. Swoistymi protest songami są Revolutionary
Beat i No More podkreślające realia życia zwykłych ludzi borykających się z
codziennymi problemami, pracujących za minimalną stawkę, dzieciach
wychowujących się na ulicach, nieefektywnych rządach państw nie radzących sobie
z podstawowymi problemami związanymi także z działaniami militarnymi i ich
konsekwencjami dla zwykłych ludzi – to już Train. Ale już kolejny
utwór – Time hipnotyzujący dynamicznym rytmem i oryginalnymi wstawkami
przypominającymi dźwięk syreny wyrywa nas z ponurego nastroju. Niezwykle
osobistą kompozycją jest Angel, za pomocą której muzycy opowiadają o
swoich matkach będących dla nich tytułowymi aniołami, a zdecydowanie
najbardziej lubianą przeze mnie pozycją jest melodyjny, okraszony świetnymi
partiami gitar i trąbek Trumpets gloryfikujący przyjaźń. W podobnych klimatach
utrzymany jest Get Ready ze zdecydowanie beztroską warstwą liryczną
połączoną z zalotną melodią.
We
the People to wbrew pozorom nie jest album łatwy – mimo pogodnych, dynamicznych
i oryginalnych melodii wyróżniających każdy z utworów, jego
najistotniejszym elementem są teksty – wyraziste, pełne sprzeciwu dla panującego
porządku, dotykające spraw trudnych, ale i tych nadających sens naszemu życiu. I
choć, przyznaję, jest to album specyficzny, który nie każdemu przypadnie do
gustu, warto zapoznać się z jego zawartością. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz