środa, 6 września 2017

Mêlée „The Masquerade” (recenzja)


W przypadku znanych mi zespołów tworzących muzykę pop rockową, w ich karierze, prędzej czy później, dochodzi do skierowania w jeden z tych kierunków. Niestety znacznie częściej wybierany jest styl muzyki pop z domieszką elektronicznie tworzonych dźwięków, przez co dokonania tych zespołów tracą dla mnie na atrakcyjności.

Jedną z grup, której twórczość początkowo urzekła mnie za sprawą melodyjnych pop rockowych utworów jest pochodzący z Kalifornii zespół Mêlée, mający na swoim koncie trzy albumy studyjne. Najmłodsze wydawnictwo, pochodzący z 2010 roku longplay „The Maquerade” okazał się dla mnie niemałym rozczarowaniem.
Mimo tego, że kompozycje znajdujące się na płycie są przystępne i melodyjne, to jednak drażniące okazują się wszechobecne elektroniczne wstawki, najmocniej kłujące w uszy w otwierającym całość utworze tytułowym „The Masquerade”, ale i w mającym zupełnie niezły potencjał „The World Keeps Turning”. Nadmiar syntetycznych dźwięków przepełnia także monotonny „Immortal” oraz taneczny (ale dla mnie zupełnie niezjadliwy) „Wedding Dress”. Utworami jakie przypieczętowały moją niechęć do albumu „The Masquerade” są natomiast wybitnie nieskomplikowany „Girls Wanna Rock”, a także zamykający wersję podstawową całości, drażniący rytmem „Towers”.
Nieco mniej irytujące, jednak w dalszym ciągu trudne do strawienia są zupełnie znośny, chociaż w zasadzie pozbawiony charakteru utwór „On the Movie Screen”, przyjemnie zaaranżowany „The Ballad Of You and I” oraz nastrojowy, ale niezbyt pewnie zaśpiewany „Freeze”.
Jedynymi utworami, które w jakikolwiek sposób przypominają pierwotny styl zespołu Mêlée i jakich jestem w stanie słuchać bez zgrzytania zębami to melodyjny, pogodnie beztroski „What Good is Love (Without You)” i klasyczny, wzbogacony o partie instrumentów smyczkowych „Someday You’ll Be a Story”.
Rzadko zdarzają mi się muzyczne rozczarowania, tym bardziej przykre okazało się dla mnie już pierwsze przesłuchanie albumu „The Masquerade” grupy Mêlée. Zawartość longplaya za sprawą wykorzystania przez zespół elektronicznych dźwięków, do tego stopnia nie zgadza się z moimi wobec niego oczekiwaniami, że słucham go niezwykle rzadko i raczej nie zarekomenduję go fanom klasycznego rockowego grania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz