Rock
progresywny jako gatunek muzyczny nie ma swojej licznej reprezentacji wśród
amerykańskich twórców. Może dlatego właśnie John Wesley, gitarzysta i wokalista
pochodzący z tego kraju powiązał swoje
muzyczne losy najpierw z członkiem zespołu Marillion – Fishem, a następnie z
grupą Porcupine Tree, której towarzyszył podczas kilku tras koncertowych.
Współpraca
ta pozwoliła Johnowi Wesleyowi na zaprezentowanie się przed szerszym gronem
potencjalnych odbiorców i również mnie
skłoniła do zainteresowania się solową twórczością tego muzyka. A jednym z jej
elementów jest wydany w 2014 roku album zatytułowany „Disconnect”.
Choć
longplay w całości składa się tylko z dziesięciu kompozycji, to są one na tyle
rozbudowane, że zdecydowanie zaspokajają oczekiwania słuchacza. A dzieje
się tak za sprawą melodii, początkowo sprawiających wrażenie nieco monotonnych,
ale w rzeczywistości nadających całości hipnotycznego charakteru. Doskonale
słychać to w otwierającym zestawienie utworze tytułowym „Disconnect”, a także w specyficzny
sposób, niemal szepcząc zaśpiewanym „Gets You Everytime”.
Styl
w jakim John Wesley wykonuje swoje utwory w znacznym stopniu wpływa na ich
atrakcyjność – jego oryginalna barwa głosu brzmi bardzo intrygująco w
kompozycji „Mary Will”, zaskakuje melodyjnością w „Any Old Saint” i w końcu
imponuje siłą w „Take What You Need”.
Obok
wokalu Wesleya istotną rolę na albumie „Disconnect” odgrywają gitarowe melodie
będące kanwą dla wszystkich kompozycji. I co zdecydowanie warto wspomnieć na
ich temat, to to że nie są one jedynie tłem, a stanowią istotny element
poszczególnych utworów – akustyczne partie nadają „New Life Old Sweat”
przyjemnej lekkości, dynamiczne riffy w „How Goes the War” doskonale oddają nastrój kompozycji, a drapieżnie wykonane przez gościnnie zaproszonego Alexa
Lifesona (gitarzystę Rush) solo jest punktem kulminacyjnym „Once a Warrior”.
Obok
gitarowych melodii, za które bardzo cenię Johna Wesleya nie mogę nie wspomnieć
także o innym powodzie mojej sympatii dla jego twórczości, a konkretnie nastrojowych
utworach jakich nie zabrakło na albumie „Disconnect”. W zestawieniu znalazła
się z pasją zaśpiewana kompozycja „Window” i zamykająca album, kojąca aranżacją
pozycja „Satellite”.
Twórczość
Johna Wesleya, a w tym także longplay „Disconnect” jest zdecydowanie wyjątkowa.
Muzyk umiejętnie łączy w niej bowiem charakterystyczną dla stylu progresywnego
zadumę z domieszką melancholii z ożywiającymi całość gitarowymi melodiami, co
stanowi oryginalną i zdecydowanie wartą poznania mieszankę. Polecam.
Okładka: http://www.john-wesley.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz