Wieloletnie
funkcjonowanie w muzycznym showbiznesie wiąże się zazwyczaj z bogatym
katalogiem albumów, a także rozmaitymi kolaboracjami z bardziej lub mniej
znanymi postaciami.
Pisząc
te słowa mam na myśli urodzonego w Anglii wokalistę Davida Covedale’a, który
pierwsze kroki w budowaniu swojej kariery stawiał już jako czternastoletni
chłopiec, a jako piętnastolatek dawał profesjonalne występy z zespołem Vintage
67 (1966 rok) i kilka lat później z formacjami The Government i Fabulosa
Brothers.
Jego kariera nabrała rozpędu kiedy jako dwudziestodwuletni
młodzieniec (1973 rok) dołączył wraz z basistą Glennem Hughesem do zespołu Deep
Purple, by zastąpić na stanowisku wokalisty Iana Gillana. Po opuszczeniu
zespołu i nagraniu dwóch solowych albumów, Coverdale stworzył nową formację o
nazwie Whitesnake, która od 1978 roku (z przerwami) funkcjonuje do dziś.
Ostatnim jej longplayem jest wydany w 2015 roku „The Purple Album” zawierający
ponownie nagrane utwory powstałe w czasie współpracy wokalisty z grupą Deep
Purple. Elementem promocji tego wydawnictwa była trasa koncertowa uwieńczona
rejestracją DVD zatytułowaną „The Purple Tour (Live)” mająca premierę na
początku 2018 roku.
W
trackliście tego koncertowego wydarzenia obok utworów znanych z dyskografii
Whitesnake – klasyka grupy „Give Me All Your Love”, nastrojowo brzmiącego „Is
This Love” i entuzjastycznie przyjętego przez publiczność „Here I Go Again”,
pojawiły się kompozycje z okresu gdy młody Coverdale był wokalistą Deep Purple.
Mimo tego, że obecnie o frontmanie Whitesnake można powiedzieć wiele,
tylko nie to, że jest młody, to utwory „Burn” otwierający setlistę i
wykonany wespół z Rebem Beachem „The Gypsy” zabrzmiały naprawdę żywiołowo. Duża
w tym zasługa gitarzystów z zaangażowaniem wykonujących swoją pracę, ozdabiając
kolejne pozycje solówkami – Joel Hoekstra w „Love Ain’t No Stranger” i
akompaniując Covedale’owi na gitarze akustycznej podczas „Soldier of Fortune”,
a Reb Beach dostojnie otwierając ciężki „Mistreated”, a następnie dając popis
swoich umiejętności w solówce do „Fool
for Your Loving”.
Pochwały
należą się również sekcji rytmicznej tworzonej przez dorównującego wiekiem
Covedale’owi, Tommy’ego Aldridge’a wytrwale nadającego tempa poszczególnym
utworom, a kompozycję „You Fool No One” uzupełniając swoją żywiołową solówką
zakończoną bez używania pałeczek. Swoją obecność, może nie tak wyraźnie
jak Aldridge, podczas koncertu akcentował również basista Michael Devin,
pilnując rytmu i wokalnie wspierając Covedale’a.
Istotną
rolę odegrała w tym wydarzeniu również publiczność chóralnie odśpiewując
fragment pochodzącego z początkowego okresu twórczości Whitesnake „Ain’t No
Love in the Heart of the City” czy włączając się w wykonanie żwawego rytmicznie
„Bad Boys”.
Muzyczna
całość koncertu dopełniona została przyjemnymi dla oka wizualizacjami
prezentowanymi na ogromnych ekranach stanowiących tło sceny oraz świetlnymi
projekcjami rozjaśniającymi koncertową salę i najważniejsze postacie – muzyków
grupy Whitesnake.
Wszystkie
te elementy składają się na solidny, choć nieszczególnie długi koncert (nieco
ponad osiemdziesiąt minut), którego jedynym mankamentem jest momentami
rzucająca się w oczy minimalna niezgodność obrazu z dźwiękiem (oczyszczane
wokale?), co z racji wieku Coverdale’a można wybaczyć, zważywszy na naprawdę
widowiskowy show, jaki wokalista robi ze swoimi kolegami. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz