Czasami
(choć niestety nie za często) w moje ręce/uszy wpada album idealny, czyli taki,
który od razu przypada mi do gustu. I tak właśnie było z najnowszym,
wydanym po długim okresie milczenia longplay’em amerykańskiej grupy Breaking
Benjamin. Płyta Dark Before Dawn ukazała się w czerwcu 2015 roku nakładem
wydawnictwa Hollywood Records i już w pierwszym tygodniu sprzedaży rozeszło się
141 tysięcy jej egzemplarzy.
Na
albumie znajdziemy 12 kompozycji, z czego dwie – rozpoczynające Dark i kończące
Dawn to właściwie utwory instrumentalne wzbogacone o łagodne wokalizy.
Pozostałe pozycje to solidna dawka ujmującego, mocnego hard rockowego grania
rozpoczętego przez singlowy Failure, z bardzo melodyjnymi gitarami. Dalej jest
równie dobrze, miarowy rytm perkusji wprowadza nas w nastrój kolejnego utwóru – Angels Fall, w
którym wokalista Benjamin Burnley z łatwością łączy stylistykę mrocznego rocka
i nastrojowej ballady. Breaking the Silence to już popis umiejętności
basisty Aarona Brucha, który perfekcyjnie wokalnie wsparł Burnleya.
Kolejny w kolejce utwór – Hollow może nie wyróżnia się jakoś szczególnie, ale
ma ciekawą linię gitary. Za to Close to Heaven z dynamicznie zmieniającym się rytmem jest zdecydowanie jednym z ciekawszych utworów na płycie. Dalej nie
zwalniamy tempa – Bury Me Alive to solidna porcja growlu i melodyjnego wokalu,
którego nie zabrakło także w Never Again. W The Great Divide zaś warto
zwrócić uwagę na wyrazisty, zwarty rytm perkusji i wręcz perfekcyjną harmonię
dźwięku gitar elektrycznych i akustycznych. W zasadzie jedynym balladowym utworem
na albumie jest Ashes of Eden, którego podniosły nastrój potęguje wykorzystanie
instrumentów smyczkowych (skrzypce, wiolonczela), a zaangażowany wokal
Burnley’a wręcz chwyta za serce. Szkoda tylko, że Ashes of Eden nie został
zamieniony miejscem z utworem Defeated, który swoją mroczną, ciężką aranżacją
bardziej pasuje do środkowej części płyty.
Dark
Before Dawn to zdecydowanie album kompletny – z wysmakowanymi gitarowymi
melodiami skutecznie przyciągającymi uwagę do poszczególnych utworów,
melodyjnym wokalem i trafionymi aranżacjami. I choć stylistycznie podobny jest
do dotychczasowych dokonań zespołu (co niektórzy uznają za zarzut
powtarzalności) słucha się go wyśmienicie. Spróbujcie, polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz