Z
niektórymi zespołami jest tak, że ich twórczość albo się kocha albo nienawidzi,
dlatego powstają takie „grupy społeczne” jak metalowcy czy choćby depeszowcy,
które mają zarówno swoich zagorzałych zwolenników jak i zatwardziałych
przeciwników.
Nie
tak dawno słuchając muzyki Foo Fighters, która przyznać trzeba jest bardzo
charakterystyczna, zastanawiałam się czy ktoś wymyślił już określenie dla
sympatyków (swoją drogą bardzo licznych) dokonań tego zespołu. Do głowy
przychodziły mi coraz bardziej absurdalne określenia, takie jak foosowcy
(bardziej pasujące dla wielbicieli kawy) czy grohlowcy. Ale jakby takiej grupy
nie nazwać, przyznać trzeba, że ma za co doceniać Dave’a Grohla
i jego kolegów. Dla mnie perłą w dyskografii Foo’s jest album Echoes, Silence, Patience &
Grace od którego zaczęłam na poważnie interesować się ich dokonaniami.
Album
ten w ręce fanów trafił we wrześniu 2007 roku i zebrał wiele przychylnych
recenzji między innymi dzięki singlom – otwierającemu album, dynamicznemu The
Preteder, który jest jednym ze znaków rozpoznawczych Foo Fighters, melodyjnemu
Long Road to Ruin, stopniowo rozwijającemu się Let It Die, czy solidnemu Cheer
Up, Boys (Your Make Up Is Running). Ale Echoes, Silence, Patience & Grace
to nie tylko single lecz także solidna porcja zdecydowanie ciekawych, szybko
wpadających w ucho utworów, jak choćby Erase/Replace z charakterystyczną
linią gitary czy nieco delikatniej zaaranżowany, a mój ulubiony Statues
z łagodnym przejściem i przepiękną solówka gitarową. Pięknie w całość wkomponowane
są niemal całkowicie akustyczne Stranger Things Have Happened oraz Ballad of
the Beaconsfield Miners. Akustyczny początek, rozwijający się do miażdżącego
finału mają żarliwy Come Alive oraz But Honestly, z wręcz hałaśliwym
zakończeniem. Po tak dynamicznych fragmentach nastrój uspokajają nieco Summer’s
End o łagodnym, trochę nawet leniwy rytmie, i tym razem zaaranżowany na fortepian
kojący Home idealnie nadający się jako pozycja zamykająca album.
Echoes,
Silence, Patience & Grace to dla mnie najwartościowsze dzieło w dyskografii
Foo Fighters doskonałe zarówno pod względem aranżacji jak i kompozycji. Jest
idealnie wyważonym albumem pod względem doboru utworów stanowczo rockowych oraz
kojąco łagodnych, a ich układ jest tak przemyślnie rozplanowany, że przejścia
pomiędzy utworami są płynne i wręcz niezauważalne, co jeszcze mocniej cementuje
album jako całość i tak moim zdaniem powinno się go słuchać. Polecam.
Okładka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/6/68/Foos-ESPG.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz