Czy
zastanawialiście się kiedyś, co kształtuje nasz gust muzyczny? Czy wpływ na nasze
upodobania ma radio, telewizja czy może to czego słuchaliśmy jako dzieci, uzależnieni
od wyborów rodziców lub starszego rodzeństwa?
Ja
osobiście już od najmłodszych lat lubiłam słuchać muzyki i śpiewać.
I tak w okresie wczesnoszkolnym nastąpiło zauroczenie muzyką
disco polo, choć za sprawą upodobań taty zetknęłam się także z dokonaniami ABBY
i Boney M. Później niestety nie było lepiej – miłość do popowych polskich grup
LO 27 i Just 5 (czy ktoś ich jeszcze pamięta?), a następnie, o zgrozo,
fascynacja Ich Troje. Aż wreszcie, kiedy miałam 14 lat trafiłam na emitowany w
telewizyjnej Dwójce program 30 Ton Lista Lista, który jak sama nazwa wskazuje
był listą przebojów, i poznałam zespół, którego muzyka jest ze mną do
dziś. Wciąż mam żywo w pamięci oczekiwanie na każde kolejne notowanie listy i
możliwość zobaczenia tego choćby 30-sekundowego fragmentu In The End, który
mnie wtedy bez reszty oczarował, a chyba największym w tym czasie
szczęściem było przyniesienie do domu przez mojego brata przegranego (!) z
kasety na kasetę egzemplarza Hybrid Theory, który stał się dla nas obojga czymś
cenniejszym niż złoto.
Muszę
przyznać, że dawno nie słuchałam tego trwającego niespełna 38 minut albumu,
który po odświeżeniu brzmi równie dobrze jak przed laty. Pierwszą z dwunastu
kompozycji jest Papercut skutecznie atakujący nasz zmysł słuchu zadziorną
melodią oraz na przemian rapowanymi przez Mike’a Shinodę zwrotkami i refrenami
śpiewanymi przez Chestera Benningtona. Tego typu interakcja wokalna zastosowana
została także w With You zbudowanym na ciekawej melodii, Points of Authority
mocno opartym na dźwięku gitary, czy choćby By Myself z prawie wykrzykiwanymi
partiami Benningtona. Charakterystycznymi punktami albumu są pozycje wytypowane
jako single – One Step Closer, Crawling z rozwijającą się, dynamiczną
melodią i znany chyba każdemu In The End z klawiszowym wstępem i refrenem
idealne sprawdzającym się podczas koncertów. Nie mniej charakterystyczny jest A
Place for My Head z ciekawym, oryginalnym początkiem i melodyjnym refrenem, płynnie
przechodzący w Forgotten z ciekawą „wyminą kwestii” pomiędzy Shinodą i
Benningtonem ze spajającym całość refrenem. Na naszą uwagę zasługują także
swobodnie zaśpiewany Runaway, Cure for the Itch będący głównie popisem
umiejętności Joe Hahna oraz zamykający album Pushing Me Away, w którym słyszymy
jak, wbrew pozorom, delikatnym i melodyjnym wokalem obdarzony jest Bennington.
Przyznaję,
że po tylu latach Hybrid Theory słucham już nieco inaczej – mam większy dystans
do tego albumu, lecz faktem jest, że w czasie kiedy miałam tych 14 lat
skutecznie ukształtował moje upodobania i miał dla mnie naprawdę ogromną
muzyczną wartość. Obecnie mój gust zmienił się niemal tak bardzo jak przez
lata zmieniała się muzyka Linkin Park, ale od czasu do czasu sięgam po ich
debiut i z przyjemnością wracam pamięcią do czasów kiedy był dla mnie
fascynującym muzycznym odkryciem.
Okładka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/c/c9/Linkin_park_hybrid_theory.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz