Moją
przygodę z koncertowaniem rozpoczęłam sześć lat temu, kiedy podczas
krakowskiego Coke Live Music Festival wystąpili świeżo poznani Brytyjczycy
z Muse. I tak się szczęśliwie złożyło, że w niedzielę, 21 sierpnia
sławne trio po raz kolejny już odwiedziło nasz kraj dając na zakończenie
Kraków Live Festival bardzo dobry występ.
Informacja
o tym wydarzeniu była dla mnie niemałym zaskoczeniem, bo ogłoszona została stosunkowo
niedawno - na początku sierpnia, a poza tym zespół rok temu, w czerwcu 2015
roku wizytował nasz kraj z zamkniętą w Krakowie trasą Drones. Ale wyraźnie
widać, że muzycy darzą nasz kraj i pojawiającą
się na ich występach publiczność szczerą sympatią i zarówno jednym jak i drugim
nie przeszkadzał padający ze zmienną intensywnością deszcz, który mimo
wszystko wpłynął na niezbyt wysoką frekwencję.
Przyznać
muszę, że pierwszy raz uczestniczyłam w koncercie „pod chmurką” w czasie
dżdżystej aury, ale będąc do tego odpowiednio przygotowaną, niesprzyjające
warunki nie wpłynęły negatywnie na dobrą zabawę gwarantowaną występem
muzycznych idoli.
A
występ ten, podobnie jak w Warszawie rozpoczął się od elektryzujących
publiczność dźwięków pochodzącego z albumu Drones Psycho poprzedzonego intro w
postaci [Drill Sergeant]. Ale w setliście nie zabrakło także starszych
utworów – Plug in Baby bez którego nie wyobrażam sobie występów brytyjskiego
trio, instrumentalnego Interlude czy zakończonej fragmentem Back in Black AC/DC,
Hysterii. Niezwykle żywiołowo przywitane zostały także nieczęsto pojawiające
się podczas występów na żywo Assassin i Citizen Erased, a po tej
sentymentalnej wycieczce zespół zapewnił publiczności powrót do bardziej
aktualnych utworów i zaserwował nam The 2nd Law: Isolated System jako wstęp do
przyjemnie drapiącego gitarami i niezwykle emocjonalnie zaśpiewanego The
Handler, w którym także Dom i Chris nie próżnowali, z zaangażowaniem
dbając o utrzymanie właściwego rytmu od czego aż drżało powietrze wokół
(niesamowite uczucie!). Nie zwalniając tempa, ku uciesze publiczności jako
następny zaserwowany został żywiołowo wyklaskiwany i do wtóru z publicznością
zaśpiewany Supermassive Black Hole zakończony kolejnym fragmentem klasyka czyli
Voodoo Child, The Jimi Hendrix Experience. Z nie mniejszym
zaangażowaniem wykonany został Dead Inside podczas którego Matt spacerował po
scenie wyposażony tylko w mikrofon (gitara została mu podana dopiero tuż przed
bridgem) i przyzwyczajona do jego widoku z instrumentem miałam wrażenie,
że samotnie wygląda tak jakoś bezradnie. Jednak do końca koncertu
gitara „towarzyszyła” już Bellamy’emu niemal na każdym kroku, z wyjątkiem
bezbłędnie odśpiewanego Madness (kolejne ukłony w stronę Chrisa obsługującego
gitarowy syntezator). Ale już podczas wykonanego w pewnym stopniu przez
publiczność Starlight zakończonego zabawą balonami czy koncertowego „wyjadacza”
Time Is Running Out idealnie nadającego się do wspólnego skakania, klaskania i
śpiewania gitara wiernie trwała przy boku muzyka. Główną część koncertu zamknęły
utwory pochodzące z albumu promowanego podczas trasy – stopniowo rozwijający
się i zmieniający nastrój The Globalist
i odtworzony z nagrania Drones. Na scenę, w ramach bisu, zespół powrócił
przy dźwiękach jedynego reprezentanta pochodzącego z albumu The Resistance
czyli Uprising, a już przy Mercy emocje sięgnęły niemal wierzchnich warstw
stratosfery za sprawą wystrzeliwanych w powietrze dymów, konfetti i barwnych
serpentyn, a definitywnym i dla mnie idealnym zakończeniem występu Brytyjczyków
był poprzedzony harmonijkowym wstępem Knights of Cydonia po którym z żalem
wraz z moją Towarzyszką opuściłyśmy teren Muzeum Lotnictwa.
Krakowski
występ Muse, podobnie jak każdy w jakim udało mi się do tej pory uczestniczyć
niósł ze sobą ogromne emocje. Czasami nawet zastanawiam się w jaki sposób
ten trzyosobowy zespół (wspomagany na scenie przez Morgana Nichollsa) nagrywa
tak świetne albumy i tworzy doskonałą atmosferę podczas koncertów, czemu nawet
padający w Krakowie deszcz nie zdołał przeszkodzić. Jedynym mankamentem
niedzielnego show było widoczne już po muzykach zmęczenie trwającą od maja 2015
roku trasą koncertową, której zwieńczeniem był krakowski występ, co nie
przeszkodziło mi jednak w świetnej zabawie i rozkoszowaniu się muzyką tak
świetnie brzmiącą na żywo.
Zdjęcie
autorstwa mojej nieocenionej Towarzyszki.
Tylko publiczność mogłaby być lepsza. Prawie w ogóle nie było jej słychać
OdpowiedzUsuń