środa, 18 stycznia 2017

Rob Thomas „…Something to Be” (recenzja)


Kiedy poznaję jakiś zespół i tworzona przezeń muzyka przypada mi do gustu, za każdym razem dzieje się tak, że zapoznaję się z całą dyskografią tej grupy oraz projektami pobocznymi lub solowymi wydawnictwami członków zespołu. I tak właśnie rzecz miała się z poznaną najpierw amerykańską formacją Matchbox Twenty i jej wokalistą Robem Thomasem, który w 2005 roku wydał pierwszy album sygnowany własnym nazwiskiem, a zatytułowany …Something to Be.

Longplay szybko okazał sie być sukcesem debiutując na pierwszym miejscu listy albumów Billboardu, deklasując samą Mariah Carey. Na ten wynik wpływ miały niezaprzeczalnie single – melodyjnie pop rockowe Lonely No More i This Is How a Heart Breaks oraz nastrojowy Ever the Same.
Ale poza singlami w pamięć już po pierwszym przesłuchaniu zapadły mi także niemal całkowicie akustyczna ballada When the Heartache Ends, a także soulowy, ubogacony instrumentami dętymi Streetcorner Symphony. Ale i inne kompozycje składające się na debiutancki longplay Roba Thomasa zdecydowanie przyciągają uwagę – niezwykle oryginalny I Am an Illusion zaskakuje kosmicznymi syntezatorowymi elementami, Problem Girl dzięki ciekawej, stonowanej melodii szybko wpada w ucho, a tytułowy utwór albumu - …Something to Be mimo niepozornej melodii nadrabia ciekawą linią gitary. Jednak najbardziej oryginalnymi utworami na albumie są All That I Am o podniosłym nastroju, który stworzony został przy wykorzystaniu dość nietypowych instrumentów takich jak marimba, kanun czy shofar, oraz wykonany przy wsparciu kilku wokalistów Fallin’ to Pieces. Równowagę temu różnorodnemu longplayowi zapewniają ballady – delikatnie kołyszący My, My, My i będący finałem podstawowej wersji albumu zaaranżowany na fortepian, przepiękny Now Comes the Night.
…Something to Be to, nie zawaham się napisać, album składający się z utworów będących w większości potencjalnymi singlami, gdyż większość z nich broni się doskonale indywidualnie, lecz w całości kompozycje te stanowią, może niezbyt spójną, ale za to różnorodną płytę, która nawet po wielu przesłuchaniach nie jest w stanie sie znudzić. I dlatego śmiało polecam ją wszystkim fanom pop rockowych brzmień, naprawdę warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz