środa, 11 października 2017

James Blunt „Some Kind of Trouble” (recenzja)


Kiedy w 2005 roku niemal wszystkie słuchane przeze mnie wtedy rozgłośnie radiowe zaczęły emitować utwór „You’re Beatiful” brytyjskiego wokalisty Jamesa Blunta, znudzona i wręcz rozdrażniona tą kompozycją podjęłam decyzję wykluczenia jej autora z mojej muzycznej świadomości. Kilka lat później miałam okazję obejrzenia rejestracji występu Blunta na festiwalu Paleo, podczas którego promował wydany rok wcześniej album „Moon Landing” i w ten właśnie sposób postanowiłam dać muzykowi kolejną szansę i sięgnąć w głąb jego twórczości.
Dzięki tej decyzji doceniłam wydany w 2010 roku longplay zatytułowany „Some Kind of Trouble”, trzeci w dyskografii brytyjskiego wokalisty. Album składający się z dwunastu kompozycji szybko urzekł mnie melodyjnymi utworami – pogodnym „Stay the Night”, ciekawie zaaranżowanym „So Far Gone”, a także utrzymanym w wakacyjnym nastroju „I’ll Be Your Man”.
Także pozostałe utwory szybko wpadają w ucho, polecam posłuchanie zgrabnie prowadzonego przez gitarę basową „Dangerous”, „Superstar” urozmaiconego zupełnie niezłymi partiami gitar, pojawiających się także w utworze „These Are the Words”.
Mocną stroną albumu „Some Kind of Trouble” są zdecydowanie ballady, w których wokal Jamesa Blunta doskonale komponuje się z nastrojowymi aranżacjami – w smutnym „Best Laid Plans”, wzbogaconym o urzekające partie klawiszy „No Teras”, swobodnie zaśpiewanym „Calling Out Your Name” oraz sennie kołyszącym „If Time Is All I Have”.
Tym, na co warto zwrócić baczniejszą uwagę, są oryginalne melodie utworów, wyróżniające choćby zamykający album mocno rytmiczny „Turn Me On”, oraz przyjemnie delikatny „Heart of Gold”.

Album „Some Kind of Trouble” to porcja zdecydowanie godnej uwagi nastrojowej popowej muzyki, której bardzo przyjemnie słucha się po męczącym dniu (i nie tylko). Poza tym, longplay jest także dowodem na to, że twórczość Jamesa Blunta to coś więcej niż tylko singiel „You’re Beautiful”. Polecam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz