Kiedy
w 2005 roku niemal wszystkie słuchane przeze mnie wtedy rozgłośnie radiowe
zaczęły emitować utwór „You’re Beatiful” brytyjskiego wokalisty Jamesa Blunta,
znudzona i wręcz rozdrażniona tą kompozycją podjęłam decyzję wykluczenia
jej autora z mojej muzycznej świadomości. Kilka lat później miałam okazję obejrzenia
rejestracji występu Blunta na festiwalu Paleo, podczas którego promował wydany
rok wcześniej album „Moon Landing” i w ten właśnie sposób postanowiłam dać
muzykowi kolejną szansę i sięgnąć w głąb jego twórczości.
Dzięki
tej decyzji doceniłam wydany w 2010 roku longplay zatytułowany „Some Kind of
Trouble”, trzeci w dyskografii brytyjskiego wokalisty. Album składający się z
dwunastu kompozycji szybko urzekł mnie melodyjnymi utworami – pogodnym „Stay
the Night”, ciekawie zaaranżowanym „So Far Gone”, a także utrzymanym w
wakacyjnym nastroju „I’ll Be Your Man”.
Także
pozostałe utwory szybko wpadają w ucho, polecam posłuchanie zgrabnie
prowadzonego przez gitarę basową „Dangerous”, „Superstar” urozmaiconego
zupełnie niezłymi partiami gitar, pojawiających się także w utworze „These Are
the Words”.
Mocną
stroną albumu „Some Kind of Trouble” są zdecydowanie ballady, w których wokal
Jamesa Blunta doskonale komponuje się z nastrojowymi aranżacjami – w smutnym
„Best Laid Plans”, wzbogaconym o urzekające partie klawiszy „No Teras”,
swobodnie zaśpiewanym „Calling Out Your Name” oraz sennie kołyszącym „If Time
Is All I Have”.
Tym,
na co warto zwrócić baczniejszą uwagę, są oryginalne melodie utworów,
wyróżniające choćby zamykający album mocno rytmiczny „Turn Me On”, oraz
przyjemnie delikatny „Heart of Gold”.
Album
„Some Kind of Trouble” to porcja zdecydowanie godnej uwagi nastrojowej popowej
muzyki, której bardzo przyjemnie słucha się po męczącym dniu (i nie tylko).
Poza tym, longplay jest także dowodem na to, że twórczość Jamesa Blunta to coś
więcej niż tylko singiel „You’re Beautiful”. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz