niedziela, 22 kwietnia 2018

Muzyczne guilty pleasures


Każdy z nas zna utwory, do których odsłuchiwania publicznie nie przyznałby się nawet na najgorszych torturach. Ja jednak zdecydowałam się podzielić moimi muzycznymi guilty pleasures.

Do moich najwstydliwszych guilty pleasures zaliczam zdecydowanie upodobanie do boysbandów, których może nie słucham namiętnie i cały czas, ale od czasu do czasu ich muzyka pojawia się w moich słuchawkach.


Najstarszy utwór, dawniej słuchany, aż do znudzenia to „Pray” Take That w wersji koncertowej z Manchesteru.

Kolejny boysbandowy utwór to „Permanent Stain” Backstreet Boys, z bardzo energicznym rytmem. 

Niezwykle wdzięcznym utworem jest kompozycja nagrana 20 lat temu przez braci Hanson, a nosząca bardzo wiele mówiący tytuł MmmBop”.

Przyznając się do muzycznych słabostek nie mogę pominąć latynoskich wokalistów, czyli Rickiego Martina, którego „Vuelve” to zupełnie niezły utwór.

A już od pierwszego usłyszenia zdradzałam dziwną słabość do utworu „Hero” Enrique Iglesiasa, która niestety nie przeszła mi do dziś.

Mój sentyment do piosenki „Nie zmieniajmy nic” związany jest (taką mam nadzieję) z uwielbianym za młodzieńczych czasów Kubą Molędą tworzącym w tym utworze duet z Ewą Farną.

Przyznaję się, że od czasu do czasu zdarza mi się także odtwarzać utwór „Marry You” Bruno Marsa i jest coś w tej piosence, że człowiek ma ochotę jej słuchać.

Od dawna już nie oglądam Eurowizji, ale w 2014 roku trafiłam akurat na transmisję w telewizji i piosenka reprezentanta Danii Basima „Cliche Love Song” do tego stopnia wpadła mi w ucho, że od tego czasu przesłuchałam ją już niejeden raz.

A jakie są Wasze muzyczne guilty pleasures? Zapraszam do komentowania.


Grafika:  https://www.annamasonart.com/the-guilty-pleasure-thats-key-to-my-painting-success/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz