środa, 20 czerwca 2018

Tremonti „A Dying Machine” (recenzja)


W zasadzie od zawsze zdradzałam pewną skłonność do faworyzowania wybranych członków zespołów muzycznych. Nie inaczej jest w przypadku formacji Alter Bridge, na której wokalnym czele stoi, co prawda, charyzmatyczny Myles Kennedy, jednak mimo nieskrywanego zachwytu dla jego możliwości, od początku mojej znajomości tej grupy z przyjemnością wsłuchiwałam się w rzadko, ale na szczęście pojawiające się partie wokalne gitarzysty – Marka Tremonti.

Ku mojej ogromnej radości, mój faworyt w 2012 roku rozpoczął karierę solową, by 8 czerwca 2018 roku wydać już czwarty album studyjny zatytułowany „A Dying Machine”. Jak wspominał w licznych wywiadach ukazujących się jeszcze przed premierą longplaya jego autor, czyli sam Mark Tremonti, wydawnictwo to, a dokładnie jego zawartość ma charakter koncepcyjny ściśle powiązany z powieścią o tym samym tytule powstałą we współpracy z pisarzem Johnem Shirley.
Futurystyczna tematyka jaką zdecydował się podjąć Mark Tremonti bardzo dobrze pasuje do stylu muzycznego charakteryzującego twórczość sygnowanego jego nazwiskiem zespołu. Na „A Dying Machine” nie mogło więc zabraknąć aranżacji zbudowanych na iskrzących gitarowych riffach wypełniających ciężki „The Day When Legions Burned”, dynamicznie zmieniający tempo „Throw Them to the Lions”, a także wzbogaconych o krótkie, ale intensywnie brzmiące solówki w bridge’u „A Lot Like Sin” i melodyjnie zaśpiewanym „Bringer of War”.
Ponieważ „A Dying Machine” jest już czwartym wydawnictwem zespołu Tremontiego to usłyszeć możemy z jaką pewnością i swobodą muzyk operuje swoim głosem bawiąc się wokalizami w „From the Sky”, a także tworząc doskonale współgrające z głosem drugiego gitarzysty – Ericka Friedmana harmonie w refrenach „As the Silence Becomes Me”. Warto podkreślić także, że na albumie znalazły się kompozycje, w których głos Tremontiego wyeksponowany jest znacznie wyraźniej niż linia instrumentów. Zabieg ten doskonale słychać w najlżejszym aranżacyjnie utworze „The First the Last” urzekającym właśnie melodyjnym wokalem lidera zespołu. Podobny efekt uzyskany został w częściowo akustycznym „Traipse” oraz w „Desolation” wzbogaconym o, co prawda syntetycznie brzmiące partie instrumentów smyczkowych, ale nadające utworowi lekkości i oryginalności.
Lżejszy nastrój wspomnianych kompozycji w idealny sposób równoważą te o dynamicznym tempie i wyrazistych aranżacjach wyróżniających będące zwiastunami albumu single – tytułowy „A Dying Machine” i świetnie brzmiący również w wersji na żywo „Take You With Me”. Dynamiki, szczególnie dzięki działaniom sekcji rytmicznej, a głównie perkusisty – Garretta Whitlocka nie zabrakło również ciężkiemu „Make It Hurt”, a także „Trust” zakończonemu bardzo nietypowo (ale interesująco) przez Tremontiego. Nietypowe jest także samo zakończenie albumu, ponieważ ostatnim utworem jaki słyszymy jest pierwsza stworzona przez tą grupę całkowicie instrumentalna kompozycja brzmiąca zarazem tajemniczo i złowrogo zatytułowana „Found”.

Nawet jeśli poprzednie trzy albumy formacji Tremonti były do siebie brzmieniowo podobne, to fani zespołu po przesłuchaniu „A Dying Machine” nie powiedzą tego samego o najnowszym jego wydawnictwie. Mark Tremonti stworzył bowiem dynamiczny melodyjnie i zaskakujący wokalnie longplay, jakiego doskonale słucha się od początku aż do samego końca. Polecam      


3 komentarze:

  1. Naprawdę mi się podoba .w niektórych utworach w brzmieniu zawarte jest coś universalnego. Unosisz się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Jest w tej muzyce coś, co pozwala oderwać się od rzeczywistości.

      Usuń
    2. ") 88Hope/Pozdrawiam^

      Usuń