W
zasadzie od zawsze zdradzałam pewną skłonność do faworyzowania wybranych
członków zespołów muzycznych. Nie inaczej jest w przypadku formacji Alter
Bridge, na której wokalnym czele stoi, co prawda, charyzmatyczny Myles Kennedy,
jednak mimo nieskrywanego zachwytu dla jego możliwości, od początku mojej
znajomości tej grupy z przyjemnością wsłuchiwałam się w rzadko, ale na
szczęście pojawiające się partie wokalne gitarzysty – Marka Tremonti.
Ku
mojej ogromnej radości, mój faworyt w 2012 roku rozpoczął karierę solową, by 8
czerwca 2018 roku wydać już czwarty album studyjny zatytułowany „A Dying
Machine”. Jak wspominał w licznych wywiadach ukazujących się jeszcze przed
premierą longplaya jego autor, czyli sam Mark Tremonti, wydawnictwo to, a
dokładnie jego zawartość ma charakter koncepcyjny ściśle powiązany z powieścią
o tym samym tytule powstałą we współpracy z pisarzem Johnem Shirley.
Futurystyczna
tematyka jaką zdecydował się podjąć Mark Tremonti bardzo dobrze pasuje do stylu
muzycznego charakteryzującego twórczość sygnowanego jego nazwiskiem zespołu. Na
„A Dying Machine” nie mogło więc zabraknąć aranżacji zbudowanych na iskrzących
gitarowych riffach wypełniających ciężki „The Day When Legions Burned”,
dynamicznie zmieniający tempo „Throw Them to the Lions”, a także wzbogaconych o
krótkie, ale intensywnie brzmiące solówki w bridge’u „A Lot Like Sin” i
melodyjnie zaśpiewanym „Bringer of War”.
Ponieważ
„A Dying Machine” jest już czwartym wydawnictwem zespołu Tremontiego to
usłyszeć możemy z jaką pewnością i swobodą muzyk operuje swoim głosem bawiąc
się wokalizami w „From the Sky”, a także tworząc doskonale współgrające z
głosem drugiego gitarzysty – Ericka Friedmana harmonie w refrenach „As the
Silence Becomes Me”. Warto podkreślić także, że na albumie znalazły się
kompozycje, w których głos Tremontiego wyeksponowany jest znacznie wyraźniej
niż linia instrumentów. Zabieg ten doskonale słychać w najlżejszym
aranżacyjnie utworze „The First the Last” urzekającym właśnie melodyjnym
wokalem lidera zespołu. Podobny efekt uzyskany został w częściowo akustycznym
„Traipse” oraz w „Desolation” wzbogaconym o, co prawda syntetycznie brzmiące
partie instrumentów smyczkowych, ale nadające utworowi lekkości i
oryginalności.
Lżejszy
nastrój wspomnianych kompozycji w idealny sposób równoważą te o dynamicznym
tempie i wyrazistych aranżacjach wyróżniających będące zwiastunami albumu
single – tytułowy „A Dying Machine” i świetnie brzmiący również w wersji na
żywo „Take You With Me”. Dynamiki, szczególnie dzięki działaniom sekcji
rytmicznej, a głównie perkusisty – Garretta Whitlocka nie zabrakło również ciężkiemu
„Make It Hurt”, a także „Trust” zakończonemu bardzo nietypowo (ale
interesująco) przez Tremontiego. Nietypowe jest także samo zakończenie albumu,
ponieważ ostatnim utworem jaki słyszymy jest pierwsza stworzona przez tą grupę całkowicie
instrumentalna kompozycja brzmiąca zarazem tajemniczo i złowrogo zatytułowana
„Found”.
Nawet
jeśli poprzednie trzy albumy formacji Tremonti były do siebie brzmieniowo
podobne, to fani zespołu po przesłuchaniu „A Dying Machine” nie powiedzą tego
samego o najnowszym jego wydawnictwie. Mark Tremonti stworzył bowiem dynamiczny
melodyjnie i zaskakujący wokalnie longplay, jakiego doskonale słucha się od
początku aż do samego końca. Polecam
Naprawdę mi się podoba .w niektórych utworach w brzmieniu zawarte jest coś universalnego. Unosisz się.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Jest w tej muzyce coś, co pozwala oderwać się od rzeczywistości.
Usuń") 88Hope/Pozdrawiam^
Usuń