Wspominałam
już kiedyś o tym, że od bestsellerów, zarówno tych w literaturze, jak i w
muzyce trzymam sie z daleka, ponieważ często okazują się nie być w
rzeczywistości godnymi uwagi. Z tego powodu właśnie z dość dużą rezerwą
podchodziłam do wydanego w 2017 roku albumu „The Stories We Tell Ourselves”
grupy Nothing More, który zdobył aż trzy nominacje do nagrody Grammy i tuż po
ukazaniu się gromadził pozytywne opinie krytyków.
Tym,
co ostatecznie skłoniło mnie do sięgnięcia po piaty w dyskografii
amerykańskiego zespołu longplay był singiel „Go to War” z opartą na basowym
motywie ciekawą aranżacją. Utwór ten był jedynym, którego posłuchałam przed
sięgnięciem po cały album, więc w zasadzie nie wiedziałam czego mogę się
spodziewać po krążku jako całości i zdecydowałam podejść do niego z otwartym
umysłem.
Co
ciekawe dla mnie samej, po dwóch (oddalonych w czasie), a składających się z
kilku odtworzeń podejściach, w zasadzie w dalszym ciągu nie mam sprecyzowanych
uczuć co do albumu „The Stories We Tell Ourselves”, a wręcz jestem w stanie
wyróżnić elementy, które sprawiły, że muzyka stworzona przez zespół Nothing
More przypadła mi do gustu, ale także i te w pewnym stopniu mnie do niej
zniechęcające.
Aspektem
zaliczonym zdecydowanie na plus jest sam styl muzyczny, jaki obrał zespół
Nothing More. Na albumie nie brakuje bowiem soczystych gitarowych melodii
wyróżniających utwory „Do You Really Want It?”, „Funny Little Creatures”, czy
choćby „Who We Are”.
Większość
kompozycji warto docenić także za oryginalne aranżacje, sprawiające że
poszczególne pozycje bardzo szybko wpadają w ucho. Szczególnie chwytliwe pod
tym względem są refreny „Let’em Burn”, brzęczącego basem „Don’t Stop”, a także
zmieniającego tempo „Tunnels”.
Z
drugiej strony, tym co zniechęca mnie do albumu „The Stories We Tell Ourselves”
jest sposób śpiewania wokalisty zespołu Nothing More – Jonny’ego Hawkinsa,
często przechodzącego do mało melodyjnego krzyku, co usłyszeć możemy w „Ripping
Me Apart”, czy „The Great Divorce”. Głos Amerykanina mizernie prezentuje
się także w utworach nieco spokojniejszych – „Still in Love” i „Just Say When”,
w których wokal Hawkinsa jest, przynajmniej dla mnie, wręcz drażniący.
Rzadko
zdarza się, że album jakiegoś wykonawcy w równym stopniu mi się podoba, jak i irytuje,
dlatego tak ciężko jest mi wyrazić jednoznaczne zdanie na temat longplaya „The Stories
We Tell Ourselves”. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić Was do
posłuchania tego albumu i podzielenia się opiniami w komentarzach.
Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Stories_We_Tell_Ourselves
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz