Jeśli
miałbym wskazać jeden zespół, na którego wizytę w naszym kraju czekałam już od
dłuższego czasu, to zdecydowanie wymieniłabym grupę Shinedown. Ostatnia wizyta
Amerykanów w Polsce miała bowiem miejsce sześć lat temu (październik 2012
roku), więc wieść o ich kolejnym koncercie sprawiła mi przeogromną radość.
Uczucie to towarzyszyło mi od momentu ukazania się informacji o tym wydarzeniu,
czyli od początku sierpnia, stopniowo wzrastając, by swoją kulminację osiągnąć
już na początku listopada. Po cierpliwym oczekiwaniu nadszedł wreszcie
upragniony 18 listopada, czyli dzień występu Shinedown w warszawskim
klubie Stodoła.
Koncert
poprzedzony został prezentacją dwóch grup – Anglików z Press to MECO i Amerykanów
tworzących w gatunku elektronicznego rocka czyli Starset. Jednak to nie ich
muzyka stała się powodem mojej obecności w stołecznym klubie, ale oczekiwanie
zdecydowanie opłaciło się, bowiem zgodnie z opublikowanym wcześniej
harmonogramem zespół Shinedown stawił się na scenie kilka minut po dwudziestej
pierwszej.
I
jak to w przypadku tej grupy już od pierwszych chwil był to występ pełen
energii z otwierającym setlistę utworem „Devil” z najnowszego albumu
zatytułowanego „Attention Attention” promowanego na koncertach w Europie.
Energii udzielającej się wszystkim obecnym w Stodole dostarczyły także i inne,
nieco starsze kompozycje – „Diamond Eyes (Boom-Lay Boom-Lay Boom)” napisany na
potrzeby filmu „The Expendables”, „Second Chance” za sprawą którego zainteresowałam
się twórczością zespołu Shinedown, oraz genialny pewnik koncertowy „Sound of
Madness”.
Kompozycje
te obok intensywnych gitarowych aranżacji dodatkową energię zyskały dzięki
charakterystycznemu dla Shinedown wykonaniu z basistą Erikiem Bassem i
gitarzystą Zachiem Myersem dynamicznie poruszającymi się po scenie, wokalistą
Brentem Smithem nie oszczędzającym swojego głosu i perkusistą Barrym
Kerchem nadającym całości potężnego rytmu. Momentami można było nawet odnieść
wrażenie, że podest klubu jest za mały dla tych czterech żywiołów tworzących
tak niezwykle zgraną ekipę, jednak cała zabawa odbywała się z zachowaniem zasad
bezpieczeństwa.
O
ten właśnie aspekt zespół dba w znaczącym stopniu, zwracając uwagę na komfort
swoich fanów, szczególnie tych stojących najbliżej sceny. Także w Warszawie
Brent Smith widząc zagęszczenie tłumu pod barierkami zwrócił się z prośbą do
publiczności o cofnięcie się kilka kroków do tyłu, tak by nikomu z bawiących
się osób nie stała się krzywda. Nie był to jedyny moment kiedy wokalista
Shinedown nawiązał interakcję z fanami – w przerwie pomiędzy utworami zapraszał
do śpiewania i zabawy, dodatkowo wzmacniając swoją prośbę zejściem pomiędzy
fanów i dosłownie przechadzając się wśród nich zachęcał do skakania w rytm
utworu „Enemies”. Takich momentów, które z pewnością pozostaną na długo w pamięci
zgromadzonych w klubie wielbicieli Shinedown było więcej – jednym z nich był
magiczny widok sali rozświetlonej latarkami telefonów w czasie „State of My
Head”, a także akustyczne wykonanie rzadko pojawiającej się w koncertowych setlistach
kompozycji „Through the Ghost” utrzymanej w akustycznej aranżacji, która
zabrzmiała cudownie w wykonaniu zespołu z chórem publiczności.
Dla
mnie osobiście koncert ten był szczególnie ważny z powodu muzyki właśnie, a
wiele utworów które zabrzmiały w
niedzielny wieczór w Stodole przywołało wspomnienia pierwszego występu
Shinedown w Warszawie. Ogromny entuzjazm wzbudziły we mnie zaśpiewane wraz z
zespołem od początku do końca kompozycje „If You Only Knew”, akustyczny „Call
Me”, a także posiadający ważny przekaz „Bully” i „Unity”. Nie mniejszą
radością było usłyszenie reprezentantów najnowszego, doskonałego albumu
„Attention Attention”, z którego zespół zaprezentował rytmiczne „Kill Your
Conscience” i „Black Soul”, emocjonalny „Get Up” i potężny „Brilliant”
zamykający występ.
Taki
układ setlisty w pełni zaspokoił moje muzyczne oczekiwania, a jakby tego było
mało, idealnym zakończeniem wieczoru było nieformalne spotkanie z Erikiem,
Zachiem i Barrym, którzy zdecydowali się po koncercie wyjść do fanów
zgromadzonych pod autobusem i zamienić z nami kilka słów, przybić piątki i zrobić
pamiątkowe zdjęcia.
Ten
gest chłopaków jest zdecydowanym dowodem, jak wielki szacunek zespół Shinedown
ma dla swoich fanów, dając temu wyraz również podczas każdego z koncertów
pełnych pozytywnej energii i doskonałej muzyki. I mam tylko nadzieję, że
na następny nie będziemy musieli czekać kolejnych sześciu długich lat. Więc, jak mówi Brent Smith „It’s never goodbye, it’s just
till next time”.
Setlista:
- Devil
- Diamond Eyes (Boom-Lay Boom-Lay Boom)
- Cut the Cord
- Kill Your Conscience
- If You Only Knew
- Bully
- Unity
- State of My Head
- Enemies
- Get Up
- Black Soul
- Second Chance
- Through the Ghost (acoustic)
- Call Me (acoustic)
- Simple Man (Lynyrd Skynyrd cover)
- Sound of Madness
- Brilliant
Zdjęcia: https://www.instagram.com/shinedown/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz