czwartek, 1 listopada 2018

David Cook „Chromance” (EP) (recenzja)


Jeśli nasz aparat słuchowy funkcjonuje w prawidłowy sposób, to zewsząd i niemal przez cały czas docierają do nas dźwięki. Natomiast dźwięki połączone w przemyślaną całość mogą tworzyć to, co kochamy najbardziej, czyli muzykę. Aby powstała czasami nie potrzeba wiele, a dla początkujących twórców (dzieci) wystarczają nawet przedmioty codziennego użytku.

W przypadku bardziej zaawansowanych – profesjonalnych muzyków, do tworzenia kompozycji wykorzystywane są instrumenty, których wybór jest przeogromny. Jednak od wielu już lat, by powstała muzyka rozbudowane instrumentarium wcale nie jest niezbędnym do tego przedmiotem, a wystarczy komputer z odpowiednim oprogramowaniem. I niestety, dobrodziejstwo to współcześnie często staje się wręcz przekleństwem.
Dotyczy to w szczególności tych muzyków, którzy przyzwyczaili swoich słuchaczy do korzystania z tradycyjnego zestawu instrumentów, a do grupy tej zaliczę amerykańskiego wokalistę i gitarzystę Davida Cooka autora minialbumu zatytułowanego „Chromance” mającego swoją premierę w lutym 2018 roku.
Na wieść o ukazaniu się tego wydawnictwa ogarnęła mnie wielka radość, ze względu na to, że mający na swoim koncie już cztery albumy twórca od początku zaspokajał moje oczekiwania, utrzymując swoją muzykę w gatunku rockowego, gitarowego grania. Moje pozytywne nastawienie zmieniło się jednak już po pierwszym przesłuchaniu sześciu kompozycji składających się na minialbum „Chromance”.
A stało się tak przede wszystkim za sprawą brzmienia tych utworów, w których, co prawda, nie zabrakło dźwięków instrumentu wiodącego dla Davida Cooka, jednak nieco do życzenia pozostawia ich syntetyczne towarzystwo.  Nie można zaprzeczyć, że tworzy ono nawet hipnotyczne melodie przyciągające uwagę słuchacza („The Lucky Ones”), a nawet harmonijnie komponujące się w tajemniczą i wywierającą wrażenie całość („Ghost Magnetic”), ale brakuje tutaj zdecydowanie drapieżnego rockowego stylu, do jakiego przyzwyczaił swoich fanów David Cook.
Dlatego tym dziwniejsze okazało się dla mnie skierowanie jego najnowszych utworów w stronę bardziej rytmicznych aranżacji (Gimme Heartbreak”) i wykorzystanie dosyć dziwnych, syntetycznych efektów dźwiękowych („Warfare”, „Circles”) sprawiających, że kompozycje na nich zbudowane nabrały niepokojącego, a nawet drażniącego charakteru.
Całość minialbumu „Chromance” w ryzach trzyma, jak zwykle nienagannie prowadzony wokal Davida Cooka, będący mocną stroną tego wydawnictwa. Ciężko jednak wskazać ich więcej, i mimo wielokrotnego już przesłuchania szóstki utworów składających się na to EP, wciąż mam do nich mieszane uczucia. Nie zmienia to jednak faktu, że z zaciekawieniem czekam na pełne wydanie albumu „Chromance” mające ukazać się niebawem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz