Jeśli
nasz aparat słuchowy funkcjonuje w prawidłowy sposób, to zewsząd i niemal przez
cały czas docierają do nas dźwięki. Natomiast dźwięki połączone w przemyślaną
całość mogą tworzyć to, co kochamy najbardziej, czyli muzykę. Aby powstała
czasami nie potrzeba wiele, a dla początkujących twórców (dzieci) wystarczają
nawet przedmioty codziennego użytku.
W
przypadku bardziej zaawansowanych – profesjonalnych muzyków, do tworzenia
kompozycji wykorzystywane są instrumenty, których wybór jest przeogromny.
Jednak od wielu już lat, by powstała muzyka rozbudowane instrumentarium wcale
nie jest niezbędnym do tego przedmiotem, a wystarczy komputer z odpowiednim
oprogramowaniem. I niestety, dobrodziejstwo to współcześnie często staje się
wręcz przekleństwem.
Dotyczy
to w szczególności tych muzyków, którzy przyzwyczaili swoich słuchaczy do
korzystania z tradycyjnego zestawu instrumentów, a do grupy tej zaliczę
amerykańskiego wokalistę i gitarzystę Davida Cooka autora minialbumu
zatytułowanego „Chromance” mającego swoją premierę w lutym 2018 roku.
Na
wieść o ukazaniu się tego wydawnictwa ogarnęła mnie wielka radość, ze względu
na to, że mający na swoim koncie już cztery albumy twórca od początku
zaspokajał moje oczekiwania, utrzymując swoją muzykę w gatunku rockowego,
gitarowego grania. Moje pozytywne nastawienie zmieniło się jednak już po
pierwszym przesłuchaniu sześciu kompozycji składających się na minialbum
„Chromance”.
A
stało się tak przede wszystkim za sprawą brzmienia tych utworów, w których, co
prawda, nie zabrakło dźwięków instrumentu wiodącego dla Davida Cooka,
jednak nieco do życzenia pozostawia ich syntetyczne towarzystwo. Nie można zaprzeczyć, że tworzy ono nawet
hipnotyczne melodie przyciągające uwagę słuchacza („The Lucky Ones”), a nawet
harmonijnie komponujące się w tajemniczą i wywierającą wrażenie całość („Ghost
Magnetic”), ale brakuje tutaj zdecydowanie drapieżnego rockowego stylu,
do jakiego przyzwyczaił swoich fanów David Cook.
Dlatego
tym dziwniejsze okazało się dla mnie skierowanie jego najnowszych utworów w
stronę bardziej rytmicznych aranżacji (Gimme Heartbreak”) i wykorzystanie dosyć
dziwnych, syntetycznych efektów dźwiękowych („Warfare”, „Circles”)
sprawiających, że kompozycje na nich zbudowane nabrały niepokojącego, a nawet
drażniącego charakteru.
Całość
minialbumu „Chromance” w ryzach trzyma, jak zwykle nienagannie prowadzony wokal
Davida Cooka, będący mocną stroną tego wydawnictwa. Ciężko jednak wskazać ich
więcej, i mimo wielokrotnego już przesłuchania szóstki utworów składających się
na to EP, wciąż mam do nich mieszane uczucia. Nie zmienia to jednak faktu, że z
zaciekawieniem czekam na pełne wydanie albumu „Chromance” mające ukazać się
niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz