Mimo
tego, że o istnieniu zespołu Muse dowiedziałam sie dopiero w 2009 roku, kiedy
ukazał się piąty jego album zatytułowany „The Resistance”, to tak jak w
przypadku innych grup zapoznałam się z poprzedzającymi go wydawnictwami i
na bieżąco śledziłam nowe longplaye tworzone przez trójkę muzyków. I tym, co z
całą pewnością można o nich powiedzieć jest to, że w dyskografii Muse nie znajdziemy
dwóch takich samych albumów. A doskonałym tego dowodem jest najnowsze dzieło
Anglików noszące tytuł „Simulation Theory”, które swoją premierę miało 9
listopada 2018 roku.
Tym
razem zespół wydając ósmy już album sięgnął do popularnej w latach 80-tych
muzyki syntezatorowej czerpiąc z bogactwa tego stylu pełnymi garściami, co jak
podejrzewam, nie wszystkim wielbicielom grupy przypadnie do gustu.
Sam
longplay jako całość powstawał w dość nietypowy sposób, bowiem członkowie Muse
skupili się na tworzeniu pojedynczych
utworów, które tuż po nagraniu publikowane były w mediach i w serwisie YouTube.
Za sprawą takiego podejścia pierwszy z singli, utwór „Dig Down” wraz z
towarzyszącym mu teledyskiem usłyszeliśmy i zobaczyliśmy szesnaście miesięcy
przed premierą całego albumu – w maju 2017 roku.
Kolejnym
reprezentantem „Simulation Theory” został chyba najbardziej wpasowujący się w
styl Muse utwór „Thought Contagion” o którym wspominałam już w jego recenzji na blogu łączący basowy motyw i
gitarowo-klawiszową melodię. A mój apetyt na ósme wydawnictwo Muse zdecydowanie
zaostrzyła kolejna kompozycja zaprezentowana przez zespół – „Something Human”
wyróżniająca się za sprawą aranżacji powstałej z wykorzystaniem dźwięków gitary
akustycznej. Natomiast ostatnim utworem, jaki usłyszeliśmy jeszcze przed
poznaniem całości był „The Dark Side” opatrzony oczywiście teledyskiem, ale
przy tym będący najmniej ciekawym z tej czwórki. A to ze względu na dość
monotonny rytm i syntezatorowy podkład, którego nie urozmaiciła nawet
(zagrana bez polotu) solówka gitarowa.
Podobnie
rzecz ma się z innymi utworami – drapiącymi (i drażniącymi) nienaturalnymi dźwiękami
stanowiącymi przeważającą część rozpoczynającego album „Algotithm”,
przetaczającymi się przez „Blokades” mający jednak coś z dawnego stylu Muse,
czy w końcu przybierającymi wręcz kosmiczny charakter w „The Void”.
O
ile jednak do wplatania syntezatorowych dźwięków w melodie swoich kompozycji zespół
Muse przyzwyczaił nas już za sprawą swoich poprzednich albumów, to postanowił
chyba wznieść się jeszcze wyżej na skali adaptowania nietypowych dla swojej
twórczości gatunków muzycznych i na „Simulation Theory” znalazły się dubstepowe
„Propaganda”, kojarzący się z muzyką arabską (za sprawą sposobu śpiewania Matta
Bellamy), a przez to nieco trudny do strawienia „Break it to Me”, a także
puszczający oko do muzyki popowej „Get up and Fight”.
Dopełnieniem
tej, jakże różnorodnej całości jest utwór, który zdecydowanie najszybciej
przypadł mi do gustu dzięki swojej oryginalnej aranżacji wzbogaconej o jakże
wdzięczne wokalizy w wykonaniu basisty Chrisa Wolstenholme’a czyli „Pressure”.
Zespół
Muse, jak już kiedyś wspominałam jest grupą wzbudzającą swoją twórczością skrajne
emocje, a przy tym nie bojącą się sięgać po niewykorzystywane wcześniej gatunki
i style. Za tą właśnie odwagę i chęć poszerzania własnych, jak i naszych
(fanów) horyzontów muzycznych należy się członkom formacji zdecydowany plus, co
jednak nie zmienia faktu, że album „Simulation Theory” może okazać się dla
niektórych trudnym w odbiorze dziełem. Ja jednak polecam, bo warto to sprawdzić
na własnych uszach.
Okładka: https://en.wikipedia.org/wiki/Simulation_Theory_(album)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz