Przykładem
kolejnego zespołu, do którego początkowo ciężko było mi się przekonać
jest amerykańska grupa 3 Doors Down na rynku muzycznym funkcjonująca od
1996 roku. Zespół na swoim fonograficznym koncie ma już sześć albumów
studyjnych, a najmłodszym z nich jest wydany w marcu 2016 roku longplay
zatytułowany „Us and the Night”.
Opublikowany
po najdłuższej przerwie (5 lat od ukazania się poprzedniego albumu – „Time of
My Life”) z dwoma nowymi muzykami – Chetem Robertsem (gitara prowadząca) i
Justinem Biltonenem (gitara basowa) longplay „Us and the Night” skutecznie
przyciąga uwagę dzięki swojej melodyjności, która wyróżnia przede
wszystkim wybrany jako singiel, a zarazem rozpoczynający całość „The Broken”,
urozmaicony wokalizami „Believe It” czy choćby tytułowy utwór albumu oparty na
chwytliwym refrenie „Us and the Night”.
Dzięki
temu właśnie elementowi, czyli przebojowym refrenom, zespół 3 Doors Down zdaje
się wynagradzać fanom długi czas oczekiwania na nowe wydawnictwo. Efektem tych
starań jest powstanie kompozycji o oryginalnym brzmieniu – "In the Dark” oraz
ożywczych aranżacjach „Living in Your Hell”.
Na
plus grupie 3 Doors Down zaliczyć także trzeba wykorzystanie gitar akustycznych,
za których partie odpowiedzialni w zespole są Chet Roberts i Chris Henderson, a
stanowią one podstawę brzmienia dynamicznego „I Don’t Wanna Know” i
balladowego, zaśpiewanego bardzo delikatnie „Pieces of Me”. Gitary akustyczne
pojawiają się w innych kompozycjach, gdzie harmonijnie skomponowane zostały z dźwiękiem
instrumentów klawiszowych, a efekt tego słyszymy w stopniowo rozwijającym swoje
brzmienie „Inside of Me” oraz zamykającym zestaw utworów nastrojowo kołyszącym
„Fell from the Moon”.
Muzycy
3 Doors Down na swoim szóstym longplayu postawili także na rytm budujący ciężar,
a zarazem dynamikę singlowego „Still Alive”, a „Love is a Lie” nadający z
kolei wyrazistego charakteru podsyconego melodyjnym sposobem śpiewania Brada
Arnolda.
Album
„Us and the Night” to całość składająca się z elementów zdecydowanie
przyciągających uwagę, a jedynym, co można mu zarzucić, to jego długość
nieprzekraczająca czterdziestu minut, co pozostawia słuchacza z pewnym
muzycznym niedosytem. Mimo tego mankamentu longplay jest godny wielokrotnego
wysłuchania. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz