Revolution Saints to
amerykańska supergrupa, w której skład wchodzą muzycy Jack Blades (Night
Ranger, Damn Yankees, Shaw Blades), Deen Castronovo (Journey, Ozzy Osbourne,
Bad English, Hardline) i Doug Aldrich (Whitesnake, Dio, Lion, Bad Moon Rising,
Burning Rain). Powstały w 2014 roku zespół ma na swoim
koncie jeden długogrający album wydany w lutym 2015 roku. Płyta ukazała się
nakładem wytwórni Frontiers Records, a wyprodukowana została przy współpracy z
Alessandro Del Vecchio.
Pierwsze
co rzuca się w ucho podczas słuchania tego albumu to wokal, i to wokal naprawdę
dobry – melodyjny, o przyjemnej, lekko zachrypniętej barwie, ekspresyjnie
używany, którego właścicielem jest Deen Castronovo będący zarazem perkusistą
grupy. Castronovo z lekkością i swobodą poczyna sobie przed mikrofonem,
wspomagany delikatnie przez Jacka Bladesa - basistę, który jako równorzędny
wokalista wystąpił w utworach Turm Back Time i Way to the Sun.
Mimo,
że trzeci członek zespołu – Doug Aldrich – milczy (jak zaklęty) jego obecność
jest uzasadniona i podkreślona przez wyraziste, bardzo chwytliwe partie
gitarowe, dzięki którym muzyka Revolution Saints nabiera jeszcze więcej
melodyjności – jak na przykład w Dream On – z dynamicznym tempem i (wręcz)
przebojowym rytmem.
Ale
przebojowy rytm to nie wszystko bo „Revolution Saints" to też piękne, trafiające
prosto do serca ballady, jak choćby zamykające album (w wersji podstawowej) In
The Name of The Father (Fernando’s Song) – delikatne, smutne, a jednak kojące –
idealne do posłuchania po męczącym dniu.
Jako
dopełnienie całości wspomnieć należy o gościach – Arnel Pineda wsparł wokalnie
Deena Castronovo w You’re Not Alone, natomiast Neal Schon użyczył swojej gitary
w Way to the Sun.
„Revolution
Saints” jest dla mnie albumem doskonałym, na który (chyba podświadomie)
czekałam od czasu usłyszenia starych albumów Whitesnake, kiedy to zamarzyła mi
się właśnie taka płyta z dynamicznymi gitarowymi utworami, pięknymi
balladami, ekspresyjnym, naładowanym emocjami wokalem i takie właśnie jest
dzieło amerykańskiej supergrupy, które z czystym sumieniem mogę polecić
miłośnikom rockowej muzyki – spróbujcie, gwarantuje uzależnienie.
PS.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie to pierwszy i ostatni album tej grupy, której
muzyka jest jak powiew świeżego powietrza dla rocka, a tego nigdy dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz