Jest
wiele rzeczy które wyprowadzają nas z równowagi – od niezależnych od nas
sytuacji losowych po absurdalne zachowania współobywateli. Z racji tego,
ze fan muzyki to osoba specyficzna, o szczególnych upodobaniach,
irytujących go rzeczy jest wiele. Przedstawiam subiektywną ich listę.
Radio
– z przykrością muszę przyznać, że mnie, jako fana muzyki irytuje słuchanie
radia, a to dlatego, że jeszcze nie znalazłam rozgłośni, która grałaby to,
co jest mnie w stanie zainteresować. Wiem, wiem, być może przez to zawężam
swoje horyzonty i nie jestem na bieżąco, ale radio już dawno przestało być dla
mnie źródłem inspiracji.
Imprezy typu „święto ziemniaka”
– mieszkając w małym mieście, w którym tego typu przedsięwzięcia są organizowane
od lat, miałam okazje przekonać się o mojej do nich niechęci. Są to imprezy
„uświetniane” występami bardziej lub mniej znanych gwiazd narodowych, na które
wstęp jest oczywiście wolny więc, mam wrażenie, że dla mieszkańców małych miast
obecność na nich jest wręcz obowiązkowa, bez względu na gatunek muzyczny
prezentowany przez „artystę”.
„Szufladkowanie” muzyki pod
względem gatunku – szczególnie jeśli chodzi o gatunek
zwany alternatywnym rockiem – czasami mam wrażenie, że pod tą kategorią mieści
się wszystko, co trudno jest dopasować do innej „szufladki” gatunków, a z czego
często śmieją się sami zaszufladkowani czyli wykonawcy muzyki.
Tłumaczenie wywiadów podczas
konferencji prasowych – dla osób znających angielski choćby w
stopniu umożliwiającym komunikację słuchanie wypowiedzi muzyków podczas konferencji
prasowych, które są później tłumaczone przez osobę przeprowadzającą wywiad
jest nieco nużące.
Porównywanie zespołów
– szczególnie jeśli nie mają ze sobą zupełnie nic wspólnego.
Krytykowanie całego dorobku zespołu
po wysłuchaniu jednego albumu, lub, o zgrozo, jednego utworu.
Odtwarzana w centrach handlowych i
supermarketach muzyka, która zamiast zgodnie z zamierzeniem
zachęcać do zakupów, tylko męczy i irytuje.
Nieudolne coverowanie
lubianej przez nas piosenki przez początkujący zespół próbujący zaistnieć w
eterze. Szczególnie jeśli łączy się to ze zmianą aranżacji i niedopasowanym
wokalem.
Przymusowe miejsca siedzące podczas
koncertów – nie mam tu na myśli imprez odbywających się w
halach czy na stadionach, bo tam dobrowolnie i świadomie wybieramy sobie
miejsce, tylko koncerty klubowe na których zdarza się że w miejscach
przeznaczonych dla publiczności rozstawiane są krzesła, które mnie osobiście
irytują – moim zdaniem jeśli już koncert w klubie to zdecydowanie na stojąco.
Różne wersje tego samego albumu
– w zależności od kraju wydania, bywa, że płyty maja różne bonusy,
a wersje polskie zazwyczaj są tych bonusów pozbawione, natomiast kupowanie
rozszerzonych albumów (zazwyczaj wypuszczanych na rynek amerykański i japoński)
jest nieco kłopotliwe i kosztowne.
„Pikniki” na koncertach
– szczególnie odbywających się na stadionach lub halach (koncert festiwalowe
rządzą się nieco innymi prawami). Zastanawiające jest to, że przychodzący na
koncert ludzie nie mogą wytrzymać tych dwóch – trzech godzin bez jedzenia, po
którym zostają zawsze sterty rzuconych pod nogi i zagrażających
bezpieczeństwu śmieci.
A
co Was – fanów muzyki irytuje najbardziej? Zapraszam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz