środa, 26 października 2016

Sixx:A.M. „Prayers for the Damned, Vol 1” (recenzja)


Wyszukując w Internecie inspiracji do tekstów tutaj zamieszczanych trafiłam na zespół o nazwie Sixx:A.M., a po przesłuchaniu kilku utworów stwierdziłam, że jego muzyka jest godna uwagi, jednak zajęta słuchaniem innych albumów umieściłam nazwę tej grupy na liście zespołów „do przesłuchania”. Jakiś czas temu przypomniałam sobie o Sixx:A.M. i sięgnęłam po wydany w 2016 roku longplay zatytułowany Prayers for the Damned, Vol. 1, który pozytywnie zaskoczył mnie mocno rockowymi kompozycjami bardzo skutecznie zapadającymi w pamięć.

Album otwiera singlowy utwór Rise bardzo dobrze oddający nastrój całego krążka porywając słuchacza świetnymi gitarowymi riffami i bardzo przyjemnym dla ucha wokalem Jamesa Michaela. Charakterystyczne dla Prayers for the Damned są także przemyślanie skomponowane  refreny nadające oryginalności utworom – You Have Come to the Right Place, czy łagodniej zaaranżowanemu Better Man.
Ciekawym rozwiązaniem wykorzystanym przez zespół okazało się również łączenie różnego tempa, jak w przypadku I’m Sick, w którym dynamiczne refreny utrzymane w hard rockowym stylu przeplatają się z „majestatycznymi” zwrotkami, podobnie skomponowany został z godnym pochwały zaangażowaniem zaśpiewany When We Were Gods oraz burzliwie przetaczający się Everything Went to Hell.
Na uwagę zdecydowanie zasługują też solówki kompozytora zespołu, a zarazem jego głównego gitarzysty – DJ Ashby nadające utworom barwności, a często będące kulminacyjnym ich momentem, tutaj wyróżnić należy zdecydowanie tytułowy utwór albumu – Prayers for the Damned.  Bardzo ciekawe wstawki gitarowe wkomponowane zostały natomiast w melodię Belly of the Beast, dodatkowo ubarwionego chóralnymi wokalizami, które bardzo dobrze brzmią również w zamykającym album, obfitującym w zmiany tempa i ciekawe riffy Rise of the Melancholy Empire.
A przyznać trzeba, że większość kompozycji to po prostu bardzo dobre utwory – nawet nieco krzykliwy, ale idealny do skandowania podczas koncertów Can’t Stop, czy melodyjny, szczególnie w refrenach The Last Time (My Heart Will Hit the Ground).
Słuchając po raz pierwszy Prayers for the Damned od razu wiedziałam, że album ten jeszcze niejeden raz zagości w moim odtwarzaczu. Ten trwający niepełną godzinę longplay zapewnia bowiem słuchaczowi bardzo dużo estetycznych wrażeń i skutecznie zapada w pamięć za sprawą chwytliwych gitarowych melodii, a także ciekawej barwy głosu wokalisty. Pozostaje mi więc polecić go Wam do posłuchania i zapoznania się z twórczością tego, niestety nieszczególnie popularnego w naszym kraju zespołu, naprawdę warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz