środa, 19 października 2016

Skillet „Unleashed” (recenzja)


Koncerty to świetna sprawa, bo oprócz możliwości zobaczenia na żywo lubianego zespołu, można także poznać i polubić innych wykonawców będących na przykład suportem naszego ulubieńca. Dzięki takiej właśnie sytuacji postanowiłam przysłuchać się bliżej zespołowi Skillet, którego show poprzedził w 2013 roku występ Nickelback na warszawskim Torwarze.

Skillet to tworzony przez czwórkę muzyków amerykański zespół rockowy mający na swoim koncie już dziesięć albumów studyjnych, z których wydany w tym roku Unleashed jest tym najświeższym.
Longplay składający się z dwunastu różnorodnych kompozycji z pewnością trafi w gusta niejednego fana muzyki, dzięki ciekawym, szybko zapadającym w pamięć melodiom i bardzo dobrze zaśpiewanym tekstom. Do zdecydowanie wyróżniających się i zasługujących na uwagę utworów należy otwierający album, dynamiczny Feel Unvincible, w którym wokalistę zespołu – Johna Coopera udanie wspiera perkusistka Jen Ledger. Nie zwalniając tempa płynnie przechodzimy do kolejnego utworu – żwawego rytmicznie Back From the Dead. Nastrój zmienia się natomiast za sprawą nieco kosmicznie zaaranżowanego Stars, który niestety trochę drażni „syntetycznym” podkładem, będącym również cechą charakterystyczną Famous, oraz niestety Watching for Comets, który mógłby być naprawdę dobrą balladą. Podobnie, choć nieco mniej irytująco zaaranżowany jest utwór zatytułowany Lions, z ratującą całość ciekawą linią perkusji. A zupełnie ciekawym połączeniem okazało się zbudowanie utworu na syntezatorowym podkładzie wzbogaconym o bardziej naturalnie zagrane refreny z oparciem utworu o wyrazisty rytm, jak w przypadku Saviors of the World.
Do charakterystycznego stylu, do jakiego swoich fanów przyzwyczaił Skillet powracamy dzięki bogato zinstrumentyzowanemu I Want to Live opartemu na doskonałej harmonii gitarowego brzmienia i smyczkowego podkładu. Gitary to z kolei mocny element Undefeated, nieco przypominającego Monster (wydanego na albumie Awake) za sprawą dośpiewywanych wersów refrenu, a także mocno drapieżnego Out of Hell, oraz dynamicznego, nieco krzykliwie zaśpiewanego Burn it Down. Gitarowo jest także w The Resistance i kończącym album instrumentalnym outro, kipiącym od energii, którą aż chciałoby się usłyszeć i w innych utworach z tego longplaya.
Po wielokrotnym już odsłuchaniu Unleashed muszę przyznać, że jestem nim nieco rozczarowana. Zespół Skillet, można odnieść wrażenie, za bardzo chciał nagrać album „dla każdego”, co niekoniecznie okazało się dobrym rozwiązaniem, ponieważ fani klasycznego rocka mogą mieć niemały problem z powstrzymaniem zgrzytania zębami słuchając niektórych, opartych na syntezatorowych dźwiękach kompozycji. Całość ratują nieco pozostałe utwory – naprawdę dynamiczne i oryginalne, za które należy się albumowi duży plus, jednak, przynajmniej dla mnie, jest to zbyt mało by uznać ten album za godny polecenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz