środa, 26 kwietnia 2017

Flying Colors „Flying Colors” (recenzja)


Uczuciami, jakie niewątpliwie pojawiają się podczas pierwszego odsłuchiwania nowego dla nas albumu lubianego zespołu jest na pewno podekscytowanie połączone z dużą dozą nadziei. Takie właśnie emocje towarzyszyły mi, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po debiutancki album supergrupy Flying Colors noszący taki sam tytuł, a wydany w 2012 roku.

Moje pozytywne uczucia do tego longplaya wywołane zostały przede wszystkim przez piękne melodie połączone z ciekawą barwą głosu głównego wokalisty zespołu Casey’a McPhersona, prezentującego się w pełnej krasie w poszczególnych utworach i skutecznie urzekającego słuchaczy począwszy od rozpoczynającego album gitarowo-basowego The Ocean aż po zamykający całość, mocno progresywny, a przede wszystkim dynamicznie zmieniający tempo Infinite Fire. Kolejną zaletą albumu Flying Colors, obok wokalu McPhersona jest kolejny głos, którego właścicielem jest klawiszowiec zespołu Neal Morse czynnie udzielający się (oprócz dwóch wspomnianych już utworów) w opartej na ciekawym gitarowym riffie kompozycji zatytułowanej Kayla, oraz oryginalnie zaaranżowanym, momentami (szczególnie w bridge’u) kojarzącym się z muzyką zespołu Supertramp – Everything Changes. Swojego wokalu na albumie użyczył także perkusista – Mike Portnoy, zupełnie zgrabnie wykonując znaczną część utworu Fool in My Heart, w refrenie i bridge’u wspierany przez Morse’a i McPhersona. Oprócz wspomnianych już kompozycji, debiutancki album Flying Colors to zbiór utworów, spośród których ciężko jest wytypować ten najlepszy, ponieważ do tego grona pretenduje kilku kandydatów – przede wszystkim dynamiczny, drapiący gitarami Shoulda Coulda Woulda, perfekcyjnie zaśpiewany (ach, te harmonie w refrenach) The Storm, a także niezmiennie zmuszający moje nogi do podrygiwania, rytmiczny Forever in a Daze. Nie mniej atrakcyjnie prezentują się również zbudowany na oryginalnej melodii Love is What I’m Waiting For, kojący i nastrojowo zaśpiewany Better Than Walking Away oraz jego zupełne przeciwieństwo – galopujący, wręcz hard rockowy All Falls Down.
Mimo zdecydowanej różnorodności w dynamice, a nawet stylistyce utworów, jakie znalazły się na debiutanckim albumie supergrupy Flying Colors jest to longplay, którego wprost idealnie słucha się w całości, dzięki przeplatającym się harmonijnym, progresywnym melodiom z rytmicznie zaaranżowanymi, oryginalnymi utworami. I tak też polecam go odtwarzać – wielokrotnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz