Jednym
z zespołów, który lubię nieco bardziej niż pozostałe i na bieżąco śledzę jego
dokonania jest amerykańska grupa Shinedown. Formacja funkcjonująca
nieprzerwanie od 2001 roku mimo zmian personalnych i różnych problemów poszczególnych
jej członków (m.in. uzależnienie wokalisty od narkotyków) ma na swoim
koncie pięć albumów długogrających, przy czym Amaryllis, wydany w 2012 roku
zaliczam do zdecydowanie ulubionych.
Amarylis
to moim zdaniem kompletny album, będący idealnym połączeniem intensywnie
rockowych, zbudowanych na ciężkich riffach utworów, jak w przypadku rozpoczynającego
całość Adrenaline, osadzonego na potężnym rytmie Enemies, czy żwawo
przetaczającego się Nowhere Kids z delikatnymi, melodyjnymi kompozycjami
doskonale wyważającymi całość – pięknie zaaranżowany utwór tytułowy Amaryllis,
świetnie sprawdzający się podczas koncertów Unity, a także niezwykle
emocjonalnie zaśpiewany Miracle.
Ekspresja
wokalna to, przyznać trzeba, jedna z cech przypisywanych wokaliście zespołu
Shinedown – Brentowi Smithowi, będącemu niezwykle zaangażowanym w to, co robi
na co dzień, czyli tworzenie muzyki i koncertowanie. Longplay Amaryllis jest
tego doskonałym dowodem, a jako przykład wymienić można utwór I’ll Follow You,
w którym przepełniony emocjami wokal Smitha doskonale harmonizuje się z urzekającą
melodią. Ciekawa barwa głosu wokalisty bardzo dobrze wyeksponowana została
natomiast w będącej ostatnią pozycją albumu, bardzo ciekawie zaaranżowanej
kompozycji Through the Ghost. Nie mniej interesujące są także i pozostałe
utwory tworzące longplay Amaryllis – dynamiczny, pełen sprzeciwu Bully, w
którym swoje umiejętności szeroko zaprezentował gitarzysta zespołu Zach Myers,
oparty na równie dynamicznych riffach For My Sake, porywający ożywczym rytmem
My Name (Wearing Me Out) czy z przepychem zinstrumentyzowany, niezwykle barwny
melodyjnie I’m Not Alright.
Amaryllis
stylistycznie zdecydowanie różni się od wcześniejszych albumów nagranych przez
grupę Shinedown, co nie każdemu fanowi zespołu może przypaść do gustu. Moim zdaniem
jednak, zaproponowane przez Amerykanów zgrabne połączenie bardzo dobrze
zaaranżowanych, delikatniejszych melodii ze zdecydowanymi, ciężkimi gitarowymi
riffami świetnie sprawdza się w praktyce i stanowi interesującą mieszankę,
której bardzo dobrze się słucha. Polecam.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń